Świąteczna Warszawa

CWLVVaqUW0XBbYwxaX

0fuz56eZPsL3otnKDX

eb0GP5E7kc5HDxHS3X

6475sFbluVBEsOwckX

KYBiEYG8dXUXq0ubWX

kLdsbjZSU6qfYd0M0X

bYNs9yUYyw5BXUoFZX

VlJJugC407aZ8dGqbX

9odTsrZ1lKt2QzkjyX

scDPO5DAMCWYwpySHX

0fctX8bocLAGuUw2IX

VJ9Bjq6LJCmbiJ9MCX

0OkFEIpTgeMwNDycWX

 FuFW5OOLZ15WQhjkMX

 91CvPa6Skr2UJQpyqX

 YbFbmUa4MsbYYMsNAX

 p9Xb6yDHF308DXMZmX

 n8XnbWwQQFDmpTscfX

 hSnrDSzbcWUlLG794X

xaK69iXizgCri7hzxX

Z6iQea0S8rS9WwIVHX

swaXCJyuHcBj3pEStX

c7tnAn0un5u6wWTH1X

cwggKA5umR85TpCDQX

BMZj25ahdcbJHuULJX

V4WfpxQDhrg8fuko1X

q1KG55ZzNf7SAPi8iX

tfBqu83zAEs1t7L9mX

Cz7uOP4aXgxPrfnpdX

GCDLGn8FbbrvBJFkRX

Poprzedzający Święta czas to w pracy jakiś hardocre. Zaciskam zęby, bo przerwę grudniową zamierza miło spędzić. Pracodawca sypnął okolicznościowymi voucherami. Gdy ostatniego dnia wypuszczają nas 1,5 godziny wcześniej, jesteśmy jedyną otwartą firma w całym business parku. 23 grudnia wstaję w środku nocy. Przez beznadziejny typ współlokatorki śpię tylko 1,5 godziny (po niedługim czasie na szczęście się wyprowadzi). Jest 3 rano i idę na przystanek autobusu. W powietrzu czuć wiosnę. Drzewa na moim osiedlu obsypały się białymi kwiatuszkami. Na dworze gęsta mgła. Ze sklepu Aldi wychodzą pracownicy, remanent chyba. W pomarańczowym świetle latarni widać cząsteczki mgły. Zdejmuję kurtkę, bo jest mi ciepło po szybkim marszu i moje ciało paruje. Zadziwiająco dużo, jak na tę porę, taksówek na ulicach, fastfoody otwarte i pełne ludzi. Autobus zapełnia się do ostatniego miejsca i nie zabiera więcej pasażerów.

Na lotnisku tłumy jakich nie widziałam. Jednak obsługa bardzo sprawnie kieruje ludzi do odpowiednich stanowisk. Przez kontrolę osobistą nie przechodzą mi 4 słoiki masła migdałowego 😦

Lecę do Gdańska, bo w soboty nie ma bezpośrednich lotów na trasie Dublin – Warszawa. Gdyńskie lotnisko jest większe niż się spodziewałam. Czekam kilka godzin na kolejny lot. Odprawa osobista wlecze się, choć nie ma aż tak dużo ludzi. Przechodząc przez odprawę paszportową w Polsce można się poczuć jak osoba podejrzana i nie jest to tylko moje wrażenie. Lot do Warszawy jest trochę opóźniony i trwa niecała godzinę. W samolocie głośna grupa cudzoziemców, na pewno południowców, ale nie umiem zidentyfikować z jakiego kraju. Przypatruję się jednemu. Sportowe czarne buty, białe skarpety z dużymi czerwonymi różami, czarne dresy i biała bluza, pasująca do skarpet, bo dużymi czerwonymi różami, złoty zegarek. Trudno mi ocenić czy ubrany bardzo modnie, czy bardzo niemodnie. Przy lądowaniu podmuchy wiatru trochę rzucają samolotem. Głośna grupa się ucisza, a ekstrawagancko ubrany chłopak zaciska rękę na poręczy, a drugą przykrywa twarz. Na lotnisku czeka na mnie Siostra. Nikt z rodziny poza nią nie wie, że przyjeżdżam. W domu Rodziciele przez chwilę z niedowierzaniem się we mnie wpatrują a jedne z pierwszych słów to: nie mamy aż tyle chleba:) Nie znam nikogo, kto lubiłby chlebek tak bardzo, jak ja:)

Święta upływają nam bardzo przyjemnie. Śniegu niestety nie ma. Nasz Pan Kotek się przeziębia, i musi chodzić do lekarza, czego bardzo nie lubi.

Dwa razy idę z Mamą do kina. Morderstwo w Orient Expresie ma dla mnie zaskakujące zakończenie, a to dlatego, że nie czytałam tej książki. Świetny film, ze świetną obsadą. Z kolei The Florida Project pokazuje życie ludzi zamieszkujących motel. Historia młodej dziewczyny, będącej matką kilkuletniej dziewczynki i jej zmagania z rzeczywistością. Gubię portfel, chyba w kinie. Bardzo rzadko coś gubię, nieprzyjemne uczucie. Na szczęście nie mam tam zbyt dużo pieniędzy i tylko tracę kartę do bankomatu.

Spaceruję z Mamą po pięknie oświetlonej Warszawie, na ulicach dużo ludzi. Odwiedzamy dwie wegańskie knajpy.

Wspólnie z bliską koleżanka robię małą imprezę urodzinową. Dla mnie opóźnioną o prawie 2 miesiące 🙂

Zdjęcia robione telefonem – jakość fatalna.

Łódź

 

EA5aluAdNsYQYJL6WX

Y45ScLplkL28yV4hGX

HhXkxY9KOaxkm4iMrX

a0Qti624kf194aa6aX

RMISCoWWnanbVJa6tX

1EaP75wQ2ZjdalOOLX

thDSntaNGuc9Na8VUX

Lrn4sWY37tdZ7VbwwX

uxAUvPWdr0J2bxwEsX

T5bwvw6tCDFVmzj0iX

Z77oNlBm8j34KPSvQX

VTbeJyWDXecigW2hSX

7vrYASCnsbJGZesTmX

Lot do Polski jest o 6 rano, więc muszę wstać bardzo rano. Ktoś mnie straszy bym nie chodziła sama nad ranem, bo trochę tu pustkowi i zamawiam taksówkę. Spełnia się mój senny koszmar i budzę się na 2 minuty przez przyjazdem taksówki. Na szczęście nieliczne rzeczy, które zabieram ze sobą spakowałam wieczorem. W kilka minut siedzę w taksówce, nawet kanapki zdążyłam zrobić. W autokarze nie mogę znaleźć telefonu z polskim numerem, jak się później okaż, wypadł mi przy drzwiach. Na lotnisku piję herbatę w kawiarni. Jakaś kobieta z dzieckiem siada przy innym stole, a brudne naczynia z tego stołu stawia przede mną.

Lot jest do Łodzi, bo w sobotę nie ma samolotów na trasie Dublin – Warszawa. Wsiadam do samolotu i nagle słyszę ”niech mnie pani nie wk..wia”. To młody facet odzywa się do dużo starszej od siebie kobiety. Chodzi chyba o to kto ma gdzie położyć swoją walizkę. Potem parę osób się próbuje przesiadać, bo chcą siedzieć razem, ale nie zarezerwowali sobie miejsc obok siebie.

W Łodzi jestem drugi raz. Mam tylko 2 godziny do odjazdu pociągu. Jadę autobusem na ulicę Piotrkowską. Akurat odbywa się tu regionalny jarmark. Kupuję obwarzanki i oglądam stoiska. Kamienice są piękne i żałuję, że nie mam więcej czasu. Jadę na dworzec Łódź Fabryczna. Dworzec przeszedł kilkuletni remont i został otwarty niecały rok temu. Ma ciekawy kształt, jest nowoczesny. Niestety nie ma tu żadnych sklepów i tylko jedna malutka kawiarnia. Akurat w holu głównym była wystawa malarstwa lokalnych artystów. Za toaletę trzeba płacić!, czy to norma??? Podróż upływa mi ciekawie, bo podsłuchuję interesującą rozmowę;)

Zdjęcia robione telefonem – niestety.

 

Warszawa 4

adPgVMKQe2VE4LjaVX

o0GjHsnX90aZaHm9pX

IApumuU1zesC6unCrX

fmTCtI7VyRX1o94ExX

UAaQxTxKve0oakpVjX

bgnchgifJCQeBFdjiX

QCIWMbdH4qIU9KJKrX

6MXqAq8LC9MOjjtaZX

OG9yzsqcU9ILCQ3ZcX

U5mHPJ9VpUG8cbieeX

6X4gZwQCvVmj0myfSX

v1vyMfebY8luL9YaaX

8GgaZvJLQWvvSRwsWX

TsraWDZFhJOlWGYQ7X

6ckvMTXkz9YS6MqtrX

YRamRtqOZQ03eqbAwX

ZMztgfWzaFtiF78bvX

zqZkZ2RoraMSqynFGX

Q5aVemaVBqx3WGLUwX

3gIRn9bi6fo20HmTwX

cUYHqBWvJ7lJGNPozX

PhJ71tM34g7ajsJdFX

0JbK71QGYZHXPb2mgX

CC8rWXaAIK3btz88yX

2CGzHn9aOap3UttXoX

KHH39FO9jz1R68SI8X

ldQvfkNoyAwqctWnkX

Hwm6aLM26qT3qC6GsX

YwzrfRcuWcMRA7AnMX
ZnLHvaYfUjn65D1zPX

Budzę się przed świtem by zdążyć na samolot – do domu 🙂 Jestem wykończona, z niewyspania i trochę z przepracowania. Kilka przystanków dalej wsiada jakiś facet i zwraca się do kierowcy per sir. Od razu myślę, że to chyba jakiś turysta, my tu wszyscy jesteśmy na ty 🙂 Facet siada, wyciąga telefon i okazuje się, że to Polak. Bardzo ciekawe bywają rozmowy jakie ludzie prowadzą w miejscach publicznych. Kiedyś w dalekobieżnym autokarze dziewczyna za mną rozmawiała, jak sądzę ze swoim partnerem o jego potencji, a raczej jej braku 🙂 No więc facet dzwoni do swojej partnerki i przez ponad pół godziny rozwodzi się nad tym co będzie jadł jak już dojedzie do domu, czy zje sam, czy z rodziną, do którego sklepu uda się po zakupy, czym tam dojedzie. Wszystko to przed 7 rano. W końcu po wielu cześć cześć, pa pa rozłącza się, by znów zadzwonić i na głos myśleć czy może kupiłby dom, bo szkoda kasę na lokacie trzymać. Czasem mam wrażenie, że rzeczy nie wypowiedziane na głos, dla niektórych ludzi nie istnieją.

Na lotnisku widzę z oddali faceta z torbą podróżną i wypchaną reklamówką w ręku. Reklamówka nie wygląda na lotniskową z duty free. Z bliska widzę na niej zdjęcie mięsa i napis – apetyt na więcej. Po foliówce wnioskuję, że zmierzamy do tej samej bramki.

W domu, jak na zamówienie pierwszego dnia pada śnieg 🙂 Dość szybko się topi. Jest jeszcze brązowo i szaro, na moment przed wybuchem zieleni. W naszej okolicy cały czas słychać piły:( Sąsiad wyciął wszystkie drzewa na swoje posesji. Na innej działce leży wielka sterta ściętych drzew. Pogoda jest dobra, ciepło i słonecznie. Wszędzie sprzedają tulipany. W mojej niedalekiej okolicy na miejscu starego dworku teraz stoi blok. W centrum wybebeszony Smyk, ogrodzona Rotunda – tuż przez ”remontem”, ogólnie dużo zmian, wyburzenia, nowe budowy. Przy Stadionie Narodowym wciąż leżą hałdy śniegu. W sklepie z rękawiczkami podziwiam te koronkowe, ponoć wciąż są starsze panie które je noszą. Przy rondzie De Gaule’a widzę Filipa Chajzera jak robi jeden z reportaży. A w domu, jak to w domu, jest fajnie 🙂 Obżeram się, spędzam czas z rodziną, bawię się z kotem, i nie chcę myśleć, że to tylko 10 dni. Całą rodziną oglądamy w Teatrze Polskim sztukę ”Pożar w burdelu”. Sztuka naprawdę świetna, owacje na stojąco i bisy. Z Mamą jem obiad w wegańskiej restauracji. Przy stoliku obok polityczne i społeczne rozmowy. Obecnie polityka tak dzieli ludzi jak mało co. W domu oglądam trochę telewizji i bardzo to przygnębiające jest.

Jak zawsze zbyt szybko wakacje się kończą i trzeba wracać. Lotnisko w Modlinie jest chyba zbyt małe jak na liczbę pasażerów, tyle ludzi, że nie ma gdzie usiąść. Polak z obsługi Ryaniara sypie żartami przez samolotowy megafon.

Warszawa na pożegnanie

TkECpbok58HbVB9PLX

jR1EItqaXy5QMivblX

IVFikUF0KRhFN6sSdX

4tHS8TZYq1sXXI5VPX

MfjZ8FLm0nofACvpwX

9LJAqQEWXmghakRZoX

X8VikivPHf5wVvdaAX

 

W Warszawie spędzam ostatnie kilka dni. Parę ostatnich spraw do załatwienia, spotkania z bliskimi.

Wyjeżdżać z Polski po ostatnich 4,5 miesiąca tu spędzonych nie jest łatwo. Staram się wziąć w garść ale i tak wyję po kątach. I choć przecież nikt mnie nigdy nie zmuszał, do żadnego z wyjazdów to zawsze ciężko wyjeżdża mi się z rodzinnego domu.

Na lotnisku każdemu z nas pocą się oczy. Na odprawie osobistej na lotnisku w Modlinie, Irlandczyk przechodzi przez bramkę i słyszę jak celniczka donośnie go poucza. On mówi do niej po angielsku. Celniczka woła jego żonę – Polkę i mówi jej, że skoro jej mąż przyjeżdża do Polski, to powinien mówić po polsku. Jestem w szoku. Irlandczyk chce rozmawiać z managerem, czy jak tam się kierownik zmiany celników nazywa. Inny pracownik próbuje to załagodzić i przeprasza za tę babę. Mówi, że może ona nie krzyczała, tylko głośno mówiła bo jest głośno. Ja sobie myślę, że to straszne chamstwo, ale sama chyba (i bardzo nie słusznie) bym się raczej nie wykłócała. Celniczka na pewno nie może mieć PRLowskich nawyków, ze względu na swój nie dość zaawansowany wiek. Ale ma za to chyba poczucie władzy (jako funkcjonariusz – to już trąci PRLem) i dużo chamstwa to tego. Zawsze wydawało mi się, że na lotnisku (zwłaszcza międzynarodowym) w obsłudze klienta muszą pracować ludzie którzy znają przynajmniej angielski. Kiedyś, podróżując z Okęcia w towarzystwie znajomego Azjaty musiałam być jego tłumaczem, bo celnik nie zwrócił się do niego ani jednym słowem, tylko mnie o wszystko pytał. A gdzie jest w tego Pana paszporcie data urodzenia? A co ten Pan tu robił? A gdzie ten Pan pracuje w kraju, w którym mieszka? Wierzyć się nie chce, że pracownicy lotnisk w Polsce nie znają języków.

 

Na zdjęciach znaki nadchodzącej jesieni.

Jesienne Bieszczady

3t1SbdjYlfPawteR6X

mUHDCqBJjrNeFpIX0X

usMBpar3JhfntVIilX

OK0YfreMbzbganF93X

iN4PxT7huZ9fhr4wtX

1y7121jJb7vzzS80pX

6neSoli7jNyUgcdnNX

hAQxzuOTYfKznq9CDX

A18cQ0CXYZMkxvA5ZX

Ax8PBUolAUdaUCVv9X

O0aYwllBhMRqAXNK7X

cQzEezMwbTXRaJw6JX

KC9z9aGQvmQ7Nq0GNX

NqFbtRCsUKE12ZxrAX

uG3wQW39GfXRQRlwpX
4wo9Z2ObA82R7N2pwX

khXvYh82qahQM4Ty1X

GCmYuNfhz5LRpHNo7X

BD6LB5lbZEYRtc2miX

W8bicKbRd62FDbNaOX

gnVxGyszVUwlKF9LcX

AiybGcygOpFdgAbYOX

sWX0kSbb5RlcI9Yr2X

biG37obSoXFysHu2JX

vvSK3dlfJIXb4cxAnX

GNLGUrgvaeWiHCbdjX

Xb2aWCkby41IbSyvTX

jxzgBCyguGN7kDZfhX

iQaiGbkgf7uBt04VDX

4zqAYywPRsJaaaba9X

bgAoDSxfyabaRx215X

ZjJjlnjOuPzXOePg6X

46zAecKDxljqm2NUCX

bSydESUPWNJgi5JpNX

VOiXeLbdvgbphcU91X

qsnaAh9BCeQmJCFDWX

uxyE8bZnue7A06htGX

GmZfmTfyqeMDo0KdaX

B2l9Dp4pQ1eiey4aEX

eUaim97tUbRqmwiaBX

IthMfwhZKuaV6I0drX

5Ob38hOErfyPplLO7X

oSmp1v7gCLreorrNEX

kU21ACv4PdhdyX1wjX

cqf6LCBsp9baNdGXYX

 zrYwaUWOBTK6AzrS0X

q57kYs86W17XB3Nb7X

PYwxSCqzria0zUnfNX

RSMLbIng75NywkgSEX

 xW3pnbeYXlQZWlNbPX

 JERNG5vJvJZ1slX1OX

 6od4o5LygbwcmpdWzX

 bGxKM1Eq3uOyba5P8X

yXrYMM90csXbgWzvpX

6vuU7xCz9jaad7Am1X

ZpIW9d53YGBLdams7X

Yl3qquMriKF1P8BHnX

xggybfSBK0e8au2XCX

KYFbMzCvHLpPtqUwBX

oiPTTUcUbYHoDZe2GX 

Gdy w połowie września jedziemy w Bieszczady, większość ludzi kracze, że dobra pogoda już się skończyła i nie będzie fajnie. Po drodze w Bieszczady odwiedzamy zamek w Krasiczynie. Budynek oglądamy z wewnętrznego dziedzińca i z zewnątrz. Spacerujemy po parku, gdy zaczyna mocno padać.

W Bieszczadach zatrzymujemy się z tym samym miejscu, uroczym ekologicznym gospodarstwie.

Odwiedzamy Arłamów. Teraz jest tu luksusowy hotel. Kiedyś Lech Wałęsa był tu internowany. Poprzez mgłę nic nie widać, choć Rodziciele zapewniają mnie, że widoki są tu piękne 🙂 Oprócz wielkiego piękna Bieszczady skrywają wiele historii. Wcześniej było tu wiele, nieistniejących już dziś, ukraińskich wsi (m. in. Arłamów).

Oglądamy kilka drewnianych cerkwi. Część z nich zostało przerobione na kościoły. Niektóre są w nie najlepszym stanie. Prawie przy każdej jest malutki cmentarz.

Mgły spowijają wzgórza i czuć jesień. Na targu słyszę jak ktoś, patrząc na szykujące się do odlotu ptaki, (szum ich skrzydeł słychać nawet w nocy) mówi, że za 40 dni spadnie śnieg.

Udaje nam się wypić herbatę w Siekierezadzie. Latem musielibyśmy czekać w długiej kolejce. Na ścianach zdjęcia Jędrka Połoniny.

Trafiamy na Święto Ziemniaka w Równi i występy ukraińskiego zespołu.

W Bieszczadach w wielu miejscach można kupić miód. A przy okazji dowiedzieć się, że miód ze sklepu, płynny nawet rok od kupna, z naturalnym miodem mam niewiele wspólnego.

Choć zazwyczaj nie chodzę do ZOO, robię wyjątek dla niewielkiego ośrodka zwierzęcego prowadzonego przez leśniczego, w Lisznej. Są tu jelenie (rozkojarzone, bo w czasie rykowiska) daniele, muflony, kozy, nutrie, dziki i sporo gatunków ptaków. Mały kozioł prześmiesznym głosem dopomina się o mieszankę ziaren, a daniel, bez żadnej kurtuazji odgania samice ze swego stada i wystawia pysk, by tylko jego karmić.

Cudna Warszawa

2OECHxAers8QeogoAX

FJjWXfyxYUgIzjayoX

X8wLpavdxMXUYMUrcX

z7jchukuugm9EbqHOX

No1adNdAvX7wu5NtlX

cuyWduobaNCMYxzhFX

yKUWntbYd6UqfqvMNX

XbcXvUDpaoBgqqq6CX

 6uVU66qSbIq23RfVKX

 DDApripOZPnmc0FgCX

 YrfGeAo4V9iN3bw5NX

 xIsbZa2sKPVLd0aixX

a94AEDb3a5mfUMBarX

BXUpCOmmAin2MV2iDX

wZHd4dBPxB6AT8JINX

 JFaEWrdJSeDSMiT8GX

 w6JO0Gpc70GalJOUXX

 WYXYPNEv1lsgybsnaX

0gpCX2UOCZMsUCZYAX

Kd1U5p7WDcYGBSUlQX

ImtLzPVRerQKKO1CjX

qSesBXZaOqjh9u80lX

VNs3Ty3lO0lABX3bkX

 IkWYAXp2xc5oGyb1kX

9tOkRSrAGuc6Nvv0sX

eCP9Oarbjz8mcpsQfX

a7q7vr6TxkcYfL8kRX

pwAWgHMpFzXiRTqUfX

uZHdR3SrLrfSA4xqjX

R0db8pfm8CjaYS1L6X

S4Ih6R7930d5RA418X

1sU0FyuvGLm98BU3KX

7XrcsMFbbVbTYH0x2X

NncZpVQiFvN4TrMcNX

oaZ1sMmDfXU6MQ27ZX

KRs8y3xtwHm2fpuysX

dq9aggrcykkRIVhGRX

EuDTYEcuQagvJgmq4X

b3NbOY3cLV59yKR62X

248ggLeOEPyvtypBCX

Jqd5D6Jzju3zEnXYYX

USCoYo2fJltv0ezaiX

2DujJjMdnktx0lNHjX

XmxRc0Oxa7OEwRaOsX

7L7z52EOTxbkpcUU1X

BbVlCq8RibVobRlCfX

pHOtPdGHKqadlsO4rX

e2kst1OKaN0qtsayVX

bxbJ8rQ0UPBGpMVAeX

9PGFLHqAb0lLjguJDX

YntpdPSxDtL7DAjCLX

2ISJAuN8x4wnT581bX

5XVU0tTwI3rXnvAnqX

3rSy9a5CQMglFANOSX

O2eeiZbrcJYR0QHomX

 

Pływamy po Zegrzu. W zacisznej zatoczce czytamy książki, gdy okrąża nas wielodzietna rodzina łabędzia. Zapuszczają żurawia do łódki i wysępiają dmuchane otręby. Gdy pierwszy zaczyna się z lekka dławić, reszcie rzucam je do wody. Moja Siostra uczy się pływać na wakeboard, a ja uczę się ją ciągnąć za motorówką.

Wybieram się z Rodzicielami na pokaz fontann. Szukamy miejsca parkingowego i utykamy w małym zatorze. Nagle jakiś facet wsiada do zaparkowanego na poboczu samochodu, gwałtownie cofa, o mało nie uderzając w nasz samochód, wyskakuje z mordą, używając słów powszechnie uważane za wulgarne. Boję się wariatów. Fontanny się fajne. Stajemy z nie tej strony co trzeba, więc wyświetlane obrazy widzimy od tyłu.

To pierwszy raz, kiedy mam możliwość wybrać się na Festiwal Kultury Żydowskiej. Udaje mi się tylko wziąć udział w zorganizowanej wycieczce po cmentarzu Żydowskim na Woli. Cmentarz jest cudny i tajemniczy. Trochę zaniedbany, choć widać wolontariuszy próbujących ujarzmić naturę. Przewodniczka ciekawie opowiada, pokazuje piękne nagrobki, których sama pewnie bym nie odnalazła. Jest to jeden z trzech cmentarzy Żydowskich w Warszawie i jednocześnie jedyny czynny.

Ciocia zabiera mnie na Plac Europejski i przez moment czuję się jak w Singapurze. Znajduje się on na Woli. Jest jeszcze nie całkiem skończony ale to fajne, klimatyczne miejsce.

Dużo jeżdżę na rowerze i nieustannie zachwycam się pięknem mojego miasta.

Spotykam się z dawno nie widzianą rodziną i znajomymi. Zbieram nowe informacje do drzewa genealogicznego mojej rodziny. Ksiądz z lokalnej parafii pomaga mi w odkrywaniu historii mojej familii.

Tuż po powrocie do Polski, w maju, znajduję pismo z mojego irlandzkiego banku w sprawie ubezpieczenia do karty kredytowej, które płaciłam przez kilka lat. Bank chce mi zwrócić pieniądze, które wydałam na to ubezpieczenie. Termin odesłania formularza minął ponad pół roku wcześniej i zastanawiam się czy w ogóle warto inwestować w znaczek pocztowy. Wysyłam jednak, mimo przekonania, że mi odmówią. Wyjeżdżając z Irlandii informowałam ich, że będę podróżować i nie będę miała dostępu do korespondencji. Po około 2 miesiącach dostaję pismo, że pieniądze zostały mi już przelane na konto. Tak wygląda obsługa klienta w Irlandii 🙂

Dla porównania mój, już były, bank w Polsce. Bank z czołówki rankingu, gdzie miałam konto 10 lat. Od wielu lat moja Ciocia miała upoważnienie do mojego konta. Wyjeżdżając do Indii na początku zeszłego roku potwierdziłam jeszcze raz w banku, że z tym upoważnieniem jest wszystko w porządku. Gdy zaszła potrzeba wypłacenia pieniędzy, okazało się, że do upoważnienia brakuje jednego dokumentu, który muszę podpisać osobiście. Reklamacje nic nie dały. Pieniądze miały być nie do ruszenia do czasu aż wrócę do domu, co nie miało nastąpić przez co najmniej kolejny rok. Gdy zachorowałam i nieoczekiwanie musiałam na trochę wrócić do Polski, jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobiłam było zamknięcie konta w tym banku. Zaznaczyłam, że poza dokumentami związanymi z zamknięciem rachunku nie życzę sobie żadnej korespondencji od nich. Po roku dostaję list z płytą – nowe regulaminy tegoż banku. Na moją internetową reklamację, że nie jestem ich klientem i nie chcę otrzymywać żadnej korespondencji dostaję papierową odpowiedź, że nadal będę otrzymywała od nich listy. Najpierw się zapieniam, że jak to, przecież sobie nie życzę i mam do tego prawo. Niekompetencja pracowników tego banku i brak odpowiedzialności za ich działania jest oburzająca i żenująca jednocześnie. Zamierzam napisać pismo, aż im w pięty pójdzie. Później, gdy przechodzi mi złość, czas jaki musiałabym na to poświęcić zdecydowanie bardziej wolę spędzić na leżeniu w hamaku, z książką. A listami z banku napalę w kominku. Czy tak wygląda obsługa klienta w Polsce?

Wilga

XQOvoKJIydvhOu6ESX

 

b8AGMMYmsg8u4qn4kX

SbKEKJeFctJQRjAKtX

aaRFMlIkaRRA035YlX

GJxQ8bb4gJ7bd4LSHX

5DgVrKKZRHrQzsQuUX

0yEZZnD90T1Ii650qX

Dvu902DYpAdHsMGGYX

NTaavOZ5SplyWFApvX

wfwynE2xyBOqh6xgiX

gh4Kb5jVjbV1mviPcX

Fc5kjskroirMU1OJYX

8dqUx5bsaNRUQp7o9X

QRS1Q4OzqRex1IeKlX

nykvTRHOzv9UcbyeaX

GfcVvaCltkTum7RMEX

JjsxEha0UOLhRP12nX

z9Tbl3262WVFg2C13X

A6GI710DWRDT1SyjQX

jHSQtAKrhjXwLWRPDX

p9jSYPbZaPBOgGugAX

r7doO4UVxDi0COyqmX

zz8zSBn713Daqbl6VX

Wysiadam z PKS – u w Wildze i od razu przy drodze zaczynam zbierać grzyby. Jest koniec sierpnia. Pogoda cudna, grzybów mnóstwo. Co dzień spaceruję z Ciocią po lesie. Jeździmy na rowerach. Wieczorem, po zmroku siedzimy na schodach i patrzymy w gwiazdy. Widzę chyba milion, choć podobno człowiek może zobaczyć jednocześnie tylko trzy tysiące. W ciemności widać z dala światło w okienku najbliższego domu. Palimy w kuchni i piecu, a po domu roznosi się zapach suszonych grzybów. W pobliskich sadach dojrzewają jabłka, a w stawiku, który kiedyś wydawał mi się wielki jak morze, kąpią się ludzie

Warszawa, Warszawa

FNcn7d72HNtMUvon8X

k0iprAW3P8ptMgIuUX

eZL7vOzfFxNGwJzV8X

sLx4W0ouBJEIPo2DJX

kf0WTziSTokdd7QNvX

jKrn4wbKjF0QD62iiX

GivoZWEqazDM5Et2bX

rYBlduzNWgk5bhmjsX

vT2LiE7gSl36yvjiKX

a1ZcGVHqmX3pTD6v8X

YoNuJvmjbgsAf3bHkX

PmLNjUbnU0aqNOwipX

1a2NcCmSdZO3FCeLlX

EObGyP40H5HJI66x4X

T3zmvIRDrHgX7zinTX

QubjUSi1C2dbUwBiHX

bFEuGyzrfc7A8DbffX
DbozMhejbXoF7B6l7X
zIlXFRpPrtNLI8VOFX

tl7nUnsuaHusZQMW3X

zWLfBcCssd63DqxpbX

6tf4tknWVUp17b56zX

PGhSZibnPwBEXepjdX

LuTwbIEIYuVXRshbaX

1xX6PGrWqn7dSbbhpX

XsJS226uF39JekHXcX

 da4KO94OMtXvDzLLxX

8Qxww6pWoc016qlXZX

 UTPCuPBJQAVK4WONXX

W32ncTV5p3qmPaXYrX

0TBhojZUCbJh5dvQmX

D20PO56vbdmH9kN8xX

ssuthhtkbTh5ZxOxxX 

EtxWcPS5omXEn0XARX

cSKNj5P4ZZdJcaqPnX

UqgbW2u6haaEdRMGxX

0zFvqsoYJtp33KbkqX

q5kNuvUKQNOQ5BvhhX

b968qazWAqnUx1IlMX

bYzyFRRou1baAgYZEX

fbQLgcckAM7mhFnGGX

1nWwlIF4YBJtcjqbDX

IS3GH21fpuLpbx80UX

VXAiBfGIAd6MgSIMVX

qs21hWPLmXrgHXo91X

PudC9adomsHAd8crbX

BJvrXnjzQbc22WVhRX

mKJvcoeEE2ZaKi9lfX

0qPUsccABfuo7RaxuX

W rocznicę wybuchu powstania Warszawskiego jadę do centrum. Chcę poczuć tę atmosferę i zobaczyć jak ruch uliczny się zatrzymuje w godzinę W. Dojeżdżam do Rotundy. Tu ruch uliczny i tak zostaje wcześniej zatrzymany przez policję. Na skrzyżowaniu zbiera się dużo ludzi Pierwszy raz mam okazję w tym uczestniczyć. Przejmująca atmosfera.

Faszyści, którzy rozpoczynają swój marsz drą się jak kibole. Skandują, że na drzewach zamiast liści będę wisieć komuniści oraz sierpem i młotem czerwoną hołotę. Zastanawiam się o jakich to komunistach jest mowa. Ustrój się zmienił 27 lat temu. Siłą rzeczy wielu polityków i urzędników to ludzie urodzeni i zaczynający swoje kariery zawodowe za czasów PRL. Czy to oni są tymi komunistami? Bo ze statutów chyba żadnej z partii w parlamencie nie wynika by była komunistyczna. Już raczej faszystowska (konserwatyzm w sprawach społecznych i socjalistyczne rozdawnictwo).

Jadę z Mamą w rowerowej Masie Powstańczej. Mimo padającego na początku deszczu przejeżdżamy tego dnia ponad 50 km.

Oglądam (choć może to za dużo powiedziane) paradę z okazji święta Wojska Polskiego. Jest dużo ludzi więc niezbyt wiele widzę. Podziwiam przeloty helikopterów i samolotów. Z przejeżdżającego sprzętu widzę głównie lufy czołgów.

Odwiedzam rodzinne cmentarze, uzupełniam drzewo genealogiczne mojej rodziny. Zaglądam na ruiny żydowskiego cmentarza w mojej okolicy. Smutny widok, pozostało tylko kilka poprzewracanych macew.

Odwiedzam z Mamą Planetarium w Centrum Kopernika oraz Muzeum Żydów Polskich.

Jeżdżę po okolicy na rowerze i zachwyca mnie piękno natury. Układam puzzle, które czekały na to kilka lat. Masowo obieram jabłka na przetwory.

Jeżdżę też trochę rowerem po centrum. Warszawa jest piękna, pełna historycznych, ciekawych miejsc.

Porządkuję szafy po raz nie wiadomo który. Zaczyna się od tego, że nie jestem pewna czy chcę zatrzymać jedną tunikę. A potem w przypływie szczerości z samą sobą kilka toreb zapełnia się ubraniami, których już nie będę nosić. To samo z książkami, choć to jest zawsze dla mnie trudne. W ogóle pozbywanie się rzeczy (tak by trafiły do kogoś komu się jeszcze przydadzą) zajmuje dużo czasu.

Lanckorona

XeVtzxCItGnM27vJTX

GXw9Oo7F9WEn9TB2kX

0jGqQfpfUMHGhHDRaX

aARhb3V2zPeKOgxtlX

xRpp4un6xgww9MvbSX

O9j8OMAbx02VuEkjeX

DkFZ4MJo1KAe0Xw90X

6qu1xxts0yN6QsIuWX

WsGQRug9TEtwBjt4BX

89fXmc60h1aq890XZX

WwnA5z8gp8mMEo9aFX

tKmtqNgWldPapChGuX

RJjhpw0XMwSL43ga4X

SEgBPbhbtJvP6F9x9X

XUkHzbAcMRJizFLBaX

FIgl0Q5lcqAu00gRCX

OCwmGm4cB0PH6WGR4X

ya4HWHpKiU5NbfSn2X

sIrv9IC9gLosHoXeoX

nj01YtAD3UcpsNkvPX

MxotUPhgq2yOwz1bAX

H6pV3lVPabMdqgrvtX

ey2BzglRg6aT54WvnX

zipsxyXPzfFup9WKXX

JRz7DTlbi4QT9wWMRX

adg3gbQeXxgw4AwI7X

tkoJm2fm6wV5p8wMbX

FoqWgvzteLioMno9pX

E0TNnbaufah2jZFkoX

fg2QplJqWPrQta1hdX

W5bZhpXkATqS4RjOhX

tDidNaP2OM7dnaUlWX

WXRyWbJFIHdl7dF7yX

p11o4B0ArpKDib3HuX

Lanckorona jest urokliwą, magiczną wsią w województwie małopolskim. W latach 1366 – 1934 posiadała prawa miejskie. Znajdują się tu ruiny zamku zbudowanego przez Kazimierza Wielkiego w połowie XIV wieku. Zamek był świadkiem wielu historycznych wydarzeń. Został wysadzony w powietrze w XIX wieku. Do dziś zachowały się fundamenty wież i pozostałości muru obronnego.

W Lanckoronie po raz pierwszy byłam kilka lat temu. Przeczytałam artykuł, w którym kilkoro celebrytów opisywało gdzie by chcieli mieszkać. Wszyscy wskazywali ciepłe europejskie miejsca, a jedna pani wskazała Lanckoronę. Zakochałam się w tym miejscu. To co mi się tu najbardziej podoba to piękna drewniana architektura. Budynki w rynku powstały w latach 1868 – 1872. Poprzednia zabudowa spłonęła w wielkim pożarze. Ocalał tylko jeden narożny budynek, pełniący dziś rolę Izby Regionalnej. Piękną drewnianą zabudowę można znaleźć nie tylko w rynku. Spacer bocznymi uliczkami dostarcza mnóstwo estetycznych wrażeń. Na wzgórzu zamkowym jest wiele urokliwych szlaków spacerowych. Północna część Góry Lanckorońskiej wraz z ruinami zamku wchodzi w skład kompleksu kalwaryjskiego wpisanego na listę UNESCO.

Zatrzymujemy się w tym samym pensjonacie – Willi Zamek, gdzie mieszkałam poprzednio. Cudny stuletni, drewniany budynek. Drewniane skrzypiące okna i widok z balkonu wart milion dolców.

Historia lanckorońskiego letniska zaczyna się w 1924 roku, gdy Pensjonat Tadeusz zaczął przyjmować gości. Jest to jeden z najstarszych prywatnych polskich pensjonatów. Założył go legionista Tadeusz Lorenc Senior. Drewniany dom w stylu zakopiańskim, z basenem w ogrodzie. Pensjonat jest pełny pamiątek po Józefie Piłsudskim. Na przełomie lat 40 tych i 50 tych syn założyciela – Tadeusz Lorenc skonstruował drewniany samochód, który można podziwiać na posesji. Samochód jest jedną w wielu jego ciekawych konstrukcji.

W Lanckoronie działa prawie stuletnia piekarnia, która zapachem kusi, by wieczorem nabyć jeszcze gorące wypieki.

To czas tuż przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży. Co jakiś czas spotykamy grupę pielgrzymów z różnych stron świata, lub z oddali słyszymy ich śpiewy.

Spacerem wybieram się z Mamą do Kalwarii Zebrzydowskiej. Jest popołudnie i na szczęście kościół jest prawie pusty.

W drodze powrotnej przejeżdżamy przez Kraków. Jest to dzień gdy Papież przyjeżdża do Polski. Nigdy w życiu tyle Policji nie widziałam. Potem zaczyna lać jak z cebra, ale wielu kierowców i tak nie skłania to by zwolnić.

Bieszczady po raz drugi

yaGpxPMZBO77fjqxOX

7yGx5HKaRui5sqTZaX

hPRr7HlFD1fdQM4SQX

n130AdbbHYgqGtvMKX

wEbiCdndM2g2dBCjqX

47vJk7MWCgzlylpsVX

 

nvwOSeTK493KTgrBFX

hJEhNYxOe6fCOi3L9X

CxeTwgwYF6giJBBEKX

tbn3NEbKVaXiaQLhOX

VbcMJXvUNX7RfD3TZX

k67qnVQBeeWcC7tkoX

fmxoLoPNnoIgSgrvHX

MgJwPOPPYjh4VSeLRX

3YGC5pVJujiERBbwtX

C00Rj0AgZWIbwYaMUX

mT5R4EpSOD6qklFkTX

ZxEEbHT7PcwONkf16X

XHFDwpxjYfDuQWylJX

ruu5qbsM27LnhmTumX

X12E3qoIU48bbUUuzX

VPaOQcxJ6QN50ri8rX

6DROD0IbHprzbCirXX

BBCYpYibuZVyeiO8DX

gjNswwMbMYUXakPDMX

m2hYHda1QFI4nqa6jX

9rHZYOYuDo7ulJohAX

SdtS364OT8Iva2bVjX

LjbeHSY86SJqSabiQX

RW7t13EAkJvcXy6wMX

SPxjpeGY3utfZWEq3X

vqy4xNWmy3IPTwaafX

5lvo3Nasrm32DaqBDX

aFZivodDCbdv7C32uX

2EZWDuyzddPyCavaMX

Dojazd do Ustrzyk Górnych zajmuje mi ponad dwie godziny. I tak mam szczęście, bo w czasie wakacji to jedyny ranny autobus jadący w tamtą stronę. Wędruję przez Połoninę Caryńską. Pogoda jest świetna, a widoki cudne. Mało ludzi na szlaku, głównie mijam ich w punktach widokowych. Nie mogę się napatrzeć na otaczający mnie krajobraz. Połoniną Wetlińską docieram do Chatki Puchatka. Urokliwe schronisko bez prądu i wody. A nocą pewnie doskonałe miejsce do patrzenia w gwiazdy.

Pływamy łódką po zalewie Solińskim. Niedaleko obok przepływa rower wodny. Pan w średnim wieku zwraca się do siedzącej obok pani – „kurwa, zamkniesz tego ryja?! Nie dość, że kieruję, to Ty ciągle gadasz!”. Śmiejemy się, ale to nie jest śmieszne. To nie pierwszy raz widzę w jakiej atmosferze niektórzy spędzają wakacje.

Spacerujemy po zaporach na Solinie i w Myczkowcach. Wchodzimy na szczyt starego kamieniołomu skąd jest wspaniały widok na zalew. Potem leśnymi ścieżkami i przez pola wracamy do gospodarstwa.

To w tej okolicy mieszkał Jędrek Połonina (Andrzej Wasilewski) rzeźbiarz, malarz, poeta, pieśniarz bieszczadzki, a przede wszystkim bardzo ciekawa osobowość. Był uważany za króla cyganerii bieszczadzkiej, najwybitniejszą osobistość środowiska tzw. zakapiorów.

Słucham opowieści jak niektórzy rolnicy gospodarują i przechodzą mnie ciarki. Pozostaje jedynie wierzyć, że jedzenie jest poddawane kontrolom nim trafi na rynek.

W drodze do Lanckorony zatrzymujemy się w skansenie Miasteczko Galicyjskie.