Pływamy po Zegrzu. W zacisznej zatoczce czytamy książki, gdy okrąża nas wielodzietna rodzina łabędzia. Zapuszczają żurawia do łódki i wysępiają dmuchane otręby. Gdy pierwszy zaczyna się z lekka dławić, reszcie rzucam je do wody. Moja Siostra uczy się pływać na wakeboard, a ja uczę się ją ciągnąć za motorówką.
Wybieram się z Rodzicielami na pokaz fontann. Szukamy miejsca parkingowego i utykamy w małym zatorze. Nagle jakiś facet wsiada do zaparkowanego na poboczu samochodu, gwałtownie cofa, o mało nie uderzając w nasz samochód, wyskakuje z mordą, używając słów powszechnie uważane za wulgarne. Boję się wariatów. Fontanny się fajne. Stajemy z nie tej strony co trzeba, więc wyświetlane obrazy widzimy od tyłu.
To pierwszy raz, kiedy mam możliwość wybrać się na Festiwal Kultury Żydowskiej. Udaje mi się tylko wziąć udział w zorganizowanej wycieczce po cmentarzu Żydowskim na Woli. Cmentarz jest cudny i tajemniczy. Trochę zaniedbany, choć widać wolontariuszy próbujących ujarzmić naturę. Przewodniczka ciekawie opowiada, pokazuje piękne nagrobki, których sama pewnie bym nie odnalazła. Jest to jeden z trzech cmentarzy Żydowskich w Warszawie i jednocześnie jedyny czynny.
Ciocia zabiera mnie na Plac Europejski i przez moment czuję się jak w Singapurze. Znajduje się on na Woli. Jest jeszcze nie całkiem skończony ale to fajne, klimatyczne miejsce.
Dużo jeżdżę na rowerze i nieustannie zachwycam się pięknem mojego miasta.
Spotykam się z dawno nie widzianą rodziną i znajomymi. Zbieram nowe informacje do drzewa genealogicznego mojej rodziny. Ksiądz z lokalnej parafii pomaga mi w odkrywaniu historii mojej familii.
Tuż po powrocie do Polski, w maju, znajduję pismo z mojego irlandzkiego banku w sprawie ubezpieczenia do karty kredytowej, które płaciłam przez kilka lat. Bank chce mi zwrócić pieniądze, które wydałam na to ubezpieczenie. Termin odesłania formularza minął ponad pół roku wcześniej i zastanawiam się czy w ogóle warto inwestować w znaczek pocztowy. Wysyłam jednak, mimo przekonania, że mi odmówią. Wyjeżdżając z Irlandii informowałam ich, że będę podróżować i nie będę miała dostępu do korespondencji. Po około 2 miesiącach dostaję pismo, że pieniądze zostały mi już przelane na konto. Tak wygląda obsługa klienta w Irlandii 🙂
Dla porównania mój, już były, bank w Polsce. Bank z czołówki rankingu, gdzie miałam konto 10 lat. Od wielu lat moja Ciocia miała upoważnienie do mojego konta. Wyjeżdżając do Indii na początku zeszłego roku potwierdziłam jeszcze raz w banku, że z tym upoważnieniem jest wszystko w porządku. Gdy zaszła potrzeba wypłacenia pieniędzy, okazało się, że do upoważnienia brakuje jednego dokumentu, który muszę podpisać osobiście. Reklamacje nic nie dały. Pieniądze miały być nie do ruszenia do czasu aż wrócę do domu, co nie miało nastąpić przez co najmniej kolejny rok. Gdy zachorowałam i nieoczekiwanie musiałam na trochę wrócić do Polski, jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobiłam było zamknięcie konta w tym banku. Zaznaczyłam, że poza dokumentami związanymi z zamknięciem rachunku nie życzę sobie żadnej korespondencji od nich. Po roku dostaję list z płytą – nowe regulaminy tegoż banku. Na moją internetową reklamację, że nie jestem ich klientem i nie chcę otrzymywać żadnej korespondencji dostaję papierową odpowiedź, że nadal będę otrzymywała od nich listy. Najpierw się zapieniam, że jak to, przecież sobie nie życzę i mam do tego prawo. Niekompetencja pracowników tego banku i brak odpowiedzialności za ich działania jest oburzająca i żenująca jednocześnie. Zamierzam napisać pismo, aż im w pięty pójdzie. Później, gdy przechodzi mi złość, czas jaki musiałabym na to poświęcić zdecydowanie bardziej wolę spędzić na leżeniu w hamaku, z książką. A listami z banku napalę w kominku. Czy tak wygląda obsługa klienta w Polsce?