Co mi się nawinęło przed obiektyw w Paryżu

XFzs3iH2ilZYWyrdOX

Nz3Mkj5sUXXGrRsgKX

R5AOSHJdynAj5DbNZX

mrxzHYmhRa82UqP3yX

kak7uZ1VsXorpOPUZX

ihriTOwvIIKE5clMcX

BjDsLRulhXTj2Szs9X

XUuzUNyMYLE4MFcOcX

ZwaNnyl6rSotxI4G2X

RI3SiMgVQSuqtFse4X

YRCcdvuPxV6rUHwflX

 MmsRX1ZjZG15q2ozhX

 waZROhuHq6vPc4eNuX

zlKa4ivgbGhvHr13zX

fdS4HmtWQ1jfnhFZPX

p9Xtedbi6Sj69y26hX

hiqVYsqrzlV9biQahX

T2qBYk5D6wCbGCnlKX

AMkf3aZKbI81vHgzdX

0bnu0ntp1UabUakBVX 
XjUmaTxRM5oXYFmXHX

 wngcJDvmhIaXCFaCcX

 SkFHeRPuSHmbu2wBTX

9bdTHs4I6ROFExK7WX

7anTao1YH0VLnba97X

rUHmbW2lEF2SzvDLRX

zLjMoFYrACJBRu7CFX

JgGk1cdM0JTXPb9RWX

 IWst1JxbbH62DNPhHX

 pivh2KaV9w89WI2ooX

 NIZLrRWnHtrdNWPshX

 N9x3WbHB5PhEhPqWeX

 BGqbCOUtKEzqBVTWcX

 Yi14MzQUwEIANacD1X

 gEe8Ifae3kKPb1R2jX

 UGnxJUjF28bY9m5aXX

 JS02akaoaybpCvlD2X

 lQxKGO3ioJil4HhFxX

lMKhGiSJRB7AVWa5CX

6s2KJRIfYv5ruAWIlX

IwyzypUHDgszykDNtX

Gl8CvjQPqZes4VGjWX

 JrvGVVfQvMPQozrhAX

 Wielkanoc spędzam w Paryżu. Jak zwykle muszę wstać w środku nocy by złapać poranny samolot. W kawiarni na lotnisku wymieniam się z jakąś panią – otrzymuję jabłko w zamian za niewegańską czekoladkę, którą dostałam do herbaty. Samolot ma opóźnienie z powodu kolejki do startu. Czekamy około pół godziny i gdy dostajemy pozwolenie na start, to jakaś baba się awanturuje, że właśnie teraz będzie szła do łazienki.

To mój czwarty pobyt w Paryżu, tak, że nie nastawiam się na zwiedzanie muzeów. Jest to też jakby rocznicowy wyjazd bo to właśnie do Paryża pojechałam po raz pierwszy sama – 6 lat wcześniej, tez w Wielkanoc. Tamto doświadczenie zapoczątkowało moje podróże solo i duże zmiany w moim życiu.

Hostel mam w nieturystycznej dzielnicy Paryża. Prowadzi go rodzina z Południowej Korei. Jest bardzo cicho i czysto. Po koreańsku, buty zdejmuje się tuż po przekroczeniu progu domu. W okolicy hostelu przez kilka dni odbywa się pchli targ. Jest tam też wiele sklepów sprzedających rzeczy na wagę (typu ryż, kasze) do papierowych torebek, a warzywa nie są fabrycznie zapakowane w folię. Coś za czym bardzo tęsknię w Irlandii.

Spędzam miłe godziny spacerując po przepięknym cmentarzu Le Pere Lachaise. Jest to urokliwe miejsce, pełne najróżniejszych stylów nagrobków. To tutaj są pochowani Fryderyk Chopin, Edit Piaf, Marcel Proust, Moliere, Jean de La Fontaine, Balzac, Oscar Wilde, Jim Morrison.

Godzinami spaceruję po ulicach i parkach. Gdy przechodzę obok znanych muzeów czy kościołów, wszędzie długie kolejki. Gdybym chciała gdzieś wejść, to albo długie stanie, albo bilety kupione online z dużym wyprzedzeniem. Gdy mam tylko kilka dni, nie mam ochoty planować kilka tygodni wcześniej co będę robić danego dnia.

W Paryżu jest całkiem sporo wegańskich knajpek. Poza tym arabskie restauracje mają zwykle sporo warzywnych opcji. Gdy jem drugi raz w tej samej marokańskiej knajpce, dostaję kieliszek wina gratis.

Doczytuję książkę Kapuścińskiego Podróże z Herodotem. Pod koniec jedno zdanie ”najlepiej podróżuje się samemu” najlepiej podsumowuje co sama myślę na ten temat.

W dzień powrotu po południu jestem na przystanku autobusowym by jechać na lotnisko. Wtedy dostaję wiadomość, że mój lot został skasowany przez strajk francuskiej obsługi lotniska. Zbliża się wieczór i nie mam gdzie spać. W luksusowym hotelu pozwalają mi skorzystać z ich wifi i udaje mi się zarezerwować powrotny lot – tym sposobem będę miała jeszcze dodatkowo 1,5 dnia w Paryżu. Większość hosteli jest już zarezerwowana na tę noc. Udaje mi się zarezerwować kolejną noc i dzwonię czy będę mieli również łóżko na dziś. Pani mówi, że właśnie ktoś zrezygnował i jeśli w godzinę dojadę to będę miała gdzie spać. Informuję moją szefową że do pracy dotrę 2 dni później. Ona uważa, że to najlepszy moment by omówić mało istotne sprawy służbowe.

Hostel jest położony w cichej uliczce, z której widać wieżę Eiffel’a. Śpię w pokoju mieszanym. Jeden z chłopaków zdejmuje cuchnące buty i stawia je koło osoby śpiącej przy oknie a śmierdzące skarpetki zamiast uprać rozwiesza do wywietrzenie. Nie zamykamy na noc okna by nie zaczadzieć. Rano ten chłopak używa prześcieradła jako ręcznika po prysznicu.

Następną noc spędzam w pokoju dla dziewczyn, nic nie śmierdzi, ale jedna z dziewczyn pakuje się pół nocy i nie chce zgasić światła choć innym to przeszkadza.

W ostatni dzień postanawiam odstać swoje w kolejce do wieży Eiffel’a. Obecnie wieża otoczona jest płotem i jest kilka wejść ze skanerami toreb. Stoję ponad pół godziny i dochodzę do kontroli osobistej. Jestem zadowolona, że tak szybko mi to poszło. Przechodzę przez bramkę i widzę jakiś saigon. Jedna kolejka na co najmniej godzinę stania do kasy, a inne sporo dłuższe do wejścia/wjazdu na wieżę. Kręcę się tam chwilę i wychodzę. To pierwszy raz gdy nie będę podziwiać Paryża z tarasu wieży. Spędzam dzień spacerując wzdłuż Sekwany do Notre Dame i z powrotem. Zatrzymuję się co jakiś czas na herbatę lub piwo, podziwiam miasto, obserwuję ludzi i czytam książkę.

W dniu wylotu znów wstaję w środku nocy, taksówką dojeżdżam na przystanek, a potem autobusem na lotnisko. Najpierw jest pusto ze względu na wczesną porę, ale nagle bardzo się zagęszcza. Staję w kolejce do odprawy osobistej. Pracownik lotniska informuje, że pasażerowie lecący do Djublę mają stanąć w innej kolejce.

Colmar, France

1He5tWG57ICEGjfr6X

cnUHZNi7oSPOEZm95X

hFR0s5pTDgqbyHM5VX

Vb4GG7jo7xh6dMVP0X

I6GyX5piasAAZqCyzX

lLppqTAm7N95fcugaX

4Vvl2oaqfG7dwgVCkX

nxuj1h3oSDiolKva6X

RzTv8yKHHaVQPvwUEX

l09QXNEa4bVSqFBlyX

LcraBSAOJaDCbdsNlX

dbSJa7MNEH2vJ7k7OX

y0NtSPMOAqRgofA3LX

IPx2F04cZVKb0aMkqX

7sH3sLIMlD5V9LFtjX

6ugzbnkaXPRxidihVX

PdFra0vrQ3895Dx5vX

twaRlBELeaoGrEYHaX

abWvhUoKNJ0jLZNFVX

VdFM81WZOQPP2m9sdX

qeoB8aQ23lOAoo3pMX

1pwFQNgDn42s4aNWFX

a7ZjyuPkwab9kaN3GX

ia7TzXxk1eNOGxOwgX

4fabpkqTItjFG9tjnX

 61oNLrcvVlBmGvqQaX

 P9knMeWTNE8zcN3QBX

gxKocpnJoBp3S0aXpX

GpvKbtPfKmbmuKRSxX

pbfWb7Xh1vpTaMhNlX

qHfBtIZxYRa6kp3nnX

TIcHOCFyy0G4BBgxiX

4bJ4VuuIrgFhaDCcPX

GQF0cfyp9R2YQt3qFX

Dtqfn5ELAYlJ8NILsX

wOOD0gfaapoYA61DpX

MO3aL4QyX8b4hS05OX

NRvfUtZ3iBjdzF4EoX

yU5c2ovxGjjxs02NLX

Rw4qtAHLJXaIk9OkzX

fdJmQ60nZaMqlBReOX

bXBTejGQra5jywTZxX

7GR2HnBmwup0fM0bAX

0D61fCyZJ1tR6NBzgX

b940eTtcdRaJsUhB6X 

nods0GqhRlRlJSSRJX

UqoaRa9EWgJSrHnd1X

rjSBZVcgmavzspk1WX

M2UOqHUUMI6z1zAe5X

Do Colmar, uroczego średniowiecznego miasteczka na wschodzie Francji, przy granicy ze Szwajcarią i Niemcami jadę w dzień Św. Patryka. Tym razem podróżuję z koleżanką. Zaglądamy do irlandzkiego pubu Le Murphy’s, gdzie dostajemy zielone świecące okulary, by w bardziej widoczny sposób świętować.

Przez dwa dni spacerujemy, robimy zdjęcia, zaglądamy do małych sklepików, podziwiamy misterne wyroby cukiernicze. Ja zawzięcie oglądam oferty mieszkań na sprzedaż. Jakoś tak mam, że gdzie nie pojadę to od razu chciałabym tam mieszkać 🙂 Architektura tego miasteczka po prostu zachwyca.

Pływamy łódką po części miasteczka zwanej Małą Wenecją. To w zasadzie jeden kanał, ale miasto wygląda pięknie z tej perspektywy.

W muzeum Unterlinden, mieszczącym się w dawnym XII wiecznym klasztorze dominikanów oglądamy dużo ciekawych obrazów w tym Moneta i Picassa, oraz trochę sztuki nowoczesnej, czasem ciężkiej do zrozumienia 🙂

W internecie czytam, że Colmar to duży ośrodek produkcji wina. Chyba to prawda, bo wino jest bardzo tanie.