W Indonezji poznałam bardzo sympatyczną parę mieszkającą w Singapurze, gdzie spotkaliśmy się później kilkukrotnie. Dzięki nim miałam okazję posłuchać jak żyje się w tym małym państwie.
W Singapurze jest wiele regulacji, dotyczących różnych dziedzin życia, których nie znajdzie się w Europie. Nigdzie nie kupi się gumy do żucia. Kiedyś było to możliwe, ale chodniki były zaplute przeżutymi gumami i ich sprzedaż została zakazana. Nie przeszkadzałoby mi to. Odkąd przeczytałam z czego dokładnie składa się guma do żucia, nie używam już tego świństwa.
Sprzedaż alkoholu jest ograniczona do pewnych godzin, z powodów poalkoholowych ekscesów.
Za narkotyki grozi kara śmierci.
Obywateli Singapuru, którzy chcieli by pójść do kasyna obowiązuje opłata wstępu w wysokości 100 singapurskich dolarów.
Dla ochrony środowiska wprowadzono wysokie podatki przy kupnie samochodu. Wprawdzie na ulicach można zobaczyć super drogie samochody, jednak większość jest średniego standardu. Transport publiczny: autobusy, metro i taksówki jest bardzo punktualny i stosunkowo tani.
W Singapurze nie ma emerytur w sense takich jakie znamy z Europy. Każda pensja jest dzielona i przelewana na 3 różne subkonta. Jedno to konto osobiste, drugie jest na wydatki medyczne a trzecie na emeryturę. Z konta emerytalnego pieniądze można używać po osiągnięciu wieku emerytalnego i nawet wtedy nie można wypłacić naraz całej sumy.
Służba zdrowia jest płatna. Za wizyty i zabiegi można płacić pieniędzmi zgromadzonymi na koncie medycznym, ale większość osób ma prywatne ubezpieczenie medyczne.
Można by powiedzieć, że państwo nakłada wiele ograniczeń na swoich obywateli. Jednak patrząc na Polskę czy Irlandię, w której mieszkałam wiele lat, może nie jest to głupie rozwiązanie. Ludzie popadający w uzależnienia czy długi przez swoją niefrasobliwość, a potem oczekujący, że społeczeństwo będzie współuczestniczyć w leczeniu ich zdrowia, które sami sobie popsuli czy spłacać ich długi, bo w swej fantazji kupili kilka nieruchomości na kredyt.
Są wysokie kary za śmiecenie i nie spuszczenie po sobie wody w publicznej toalecie. Może wydaje się to śmieszne (w przypadku toalety) ale jak przypomnę sobie ile razy weszłam do zafajdanego kibla, choćby w pracy, gdzie można by oczekiwać ludzi na poziomie. Może jakby jedna czy druga dama dostała mandat za zostawianie syfu w łazience to skończyłyby się takie sytuacje.
Prawie każde miejsce, które odwiedzam podoba mi się tak bardzo, że mogłabym tam zamieszkać. Singapur pod tym względem spodobał mi się na tyle mocno, że kto wie. Kiedyś trzeba będzie wrócić do pracy 🙂