Seoul po raz ostatni

pjvWOuuQHLNoC0BPCX

KOlTojqaZNHZlDf4kX

Y1r1RwFImtVgcL4h8X 

9w0QuDnA1ONuaeDZQX

vULohtkgLpO2wZcOaX

ZdGWTtwtyLrwF6fvoX

wdSTt8hLYaYaGGZaiX

erSGbgcOyCgxYxasaX

CCtAjpWsJvWNvZh6SX

ralx5dnfQrzXMehtNX

WeuPbWaimhrX4ZVGQX

74VhbqSSzpK4Y2zSpX

Rano wyjeżdżam z Gyeongju. Macham na miejski autobus pomiędzy przystankami, a i tak miły kierowca się zatrzymuje:) Przy dworcu autobusowym w Gyeongju dostrzegam Hot Time Hotel;) Nic nowego w Azji, tej bogatej. Wczesnym popołudniem dojeżdżam do Seulu. Jest dość zimno. Spaceruję i robię zdjęcia. Przypominam sobie, że mam wydrukować jakieś papiery do wietnamskiej wizy. Dość długo szukam kawiarenki internetowej. Znam tylko takie z biedniejszej części Azji. Te z Indii czasem przypominają muzeum komputerów. A w Seulu znajduję miejsce gdzie są dziesiątki stanowisk. Większość zajętych. Przed wielkimi ekranami siedzą nastolatki i większość gra w jakieś wojenne gry. W drukowaniu musi pomóc mi ktoś z obsługi, bo menu jest po koreańsku. Drukuję formularze i list przesłany mi przed pośrednika wizowego – opcja dla tych co nie mogą aplikować w ambasadzie. I okazuje się, że to list zbiorczy, z nazwiskami i numerami paszportów, datami urodzenia i narodowością kilkunastu innych osób starających się o wizę. Nie wiem co na to przepisy o ochronie danych osobowych.

Próbuje hotteok – pyszny drożdżowy placuszek smażony na oleju. Zjadam trzy 🙂

Na stoiskach ulicznych mnóstwo ładnych skarpetek:)

W hostelu powódź, pękła jakaś rura i przenoszą nas na inne piętro. Trochę zimniej, ale jest woda w kranie:)

Wieczór nieoczekiwanie spędzam w towarzystwie jednego z właścicieli, który najpierw trochę dogląda mojego gotującego się makaronu, a potem godzinami gadamy o podróżach, bo on i jego żona wkrótce wybierają się w podróż dookoła świata.

 

Gyeongju

ucQaDK6WwnoVJ3htjXk4QSt6aDnQ5KdfHneX

1bIjFgOCWFFyTV3HaX

Y6PCb6g7HZ42moe9HX

TMzAZabPVhaAwaDE4X

VXxkR8KCa7sm4sSrwX

j85kobeXVElUWrK7NX

gGCk0qSbiO4IP8L5iX

KO6xIEsxFkAODcM69X

PwxTWLldNYLw2D8TsX

bYxv7kKMICbRoWzL8X

hunc6KmaWeTZat2aLX

5awTtbuPhZqX33WbjX

Lz48aWW4jf7wETvqxX

PQ3aAOxAGvvJj0btHX

fg8pNbF0NbNd7NmUjX

tT4CJDkiiO5wiKtbbX 

Budzę się o nieludzkiej godzinie (szóstej rano) by złapać autobus do Gyeongju. Zostawiam duży plecak w hostelu i po raz pierwszy od miesięcy podróżuję light 🙂 Po 4 godzinach docieram do tego miasta położonego na południu Korei. Mieszka tu niecałe 270 tyś osób. Siąpi, więc cały dzień chodzę z parasolką. Najpierw łażę trochę po mieście w poszukiwaniu poczty i działającego bankomatu. Potem idę do Daereungwon Royal Tombs (królewskich grobów). To park z pagórkami, w których znajdują się groby. Potem idę do Cheomeongdae Obserwatory. Jest to najstarsze obserwatorium astronomiczne we wschodniej Azji. Wieczór spędzam w hostelu. Za oknem pada deszcz, w środku cieplutko, piję zielona herbatkę, a wokół świąteczne dekoracje.

Drugiego dnia jadę do buddyjskiej świątyni Bulguksa. Pogoda jest ładna. Teren świątyni dość rozległy, budynki piękne. Spaceruję tam przez długi czas. Potem idę do Muzeum. Mnóstwo starej ceramiki, ozdób złotych i srebrnych.

Oglądam animowany film, rekonstrukcję jak kiedyś wyglądało Gyeongju. Między VII a X wiekiem było stolicą państwa Silla, które obejmowało 2/3 powierzchni półwyspu koreańskiego. 

Odwiedzam Donggun and Wolji (Anapji Pond). Jest to sztuczny staw. Był częścią kompleksu Wschodniego Pałacu, w czasach królestwa Silla.

W Gyeongju, tak jak w Seulu jest mnóstwo kawiarni i restauracji.

Historyczne dzielnice miasta zostały wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Unesco w 2000 roku.

 

Seoul po raz drugi

 

vdiZVNfVHItvxDaWxX

Xt4UAZWZndGtea7lxX

YWsd9WgtylaN6uOOtX

XbavPsdQvVnaRy5IWX

YUDwMrp9DIrg6TnajX

uzKjFt7JNCDmWzBRPX

hTIbBU8lVpOk0zjvQX

bs9gxcEB9CUb5tA7cX

m0brCuBwyD5N96ul5X

VQOjIWpoKPaEYabqyX

9Lm0WSbC8BadNvOpnX

ZbZCi5x2bSJ6e0a6AX

AZYNfKpKDGXpCaBI5X

uuaa1UJDki5xZeDiCX

xL2PJlInCBSVMdbAFX

0GRouQ3VxxFBiSiRUX

kjlwIrfM73MOPLEr3X

pcUy4L1FrZalYDRIeX

Koleje 2 dni włóczę się po mieście. Zaglądam do Katedry Myeongdong. Spaceruję ulicami Myeong-dong i Insa-dong, gdzie jest mnóstwo sklepów. Podziwiam jedną z bram miasta Sungnyemun. Jak wiele historycznych budynków została zniszczona podczas japońskiej okupacji i w czasie wojny koreańskiej.

W Olympic Park jest Mongchontontoseong Fortress. To trasa niecałych trzech kilometrów po forcie . Piękna okolica. Czasem ma się wręcz wrażenie, że to nie miasto.

Świątynię Jongmyo można zwiedzać tylko z przewodnikiem. Fajnie, bo więcej można się dowiedzieć niż z czytania tablic. Z ciekawostek, kamienna ścieżka na terenie świątyni ma 3 części. Środkowa część jest przeznaczona tylko dla duchów przodków i nie można po niej chodzić. W budynkach świątyni znajdują się spirit tablets (tabliczki przodków) królów i królowych. Ale tylko tych zasłużonych zostały na stałe umieszczone w świątyni. Inne po jakimś czasie były przenoszone do innych świątyń.

W Seulu jest mnóstw kawiarni i restauracji. Poznana w hostelu Francuzka, która przez rok studiowała w Seulu powiedziała mi, że do niektórych restauracji nie wpuszczają jednej osoby. Muszą być co najmniej dwie:)

 

Seoul, South Korea

qKhFLivW5dLMPzgPPX

 IaVT5oyqfpmWCsoDDX

zb4RZaawxw3ocLuCXX

kyrI4kOObbUecaUjVX

I0e9ad8bnT1XANU3bX

qGschGhVWFosN3vTlX

SwhTpmLSYLby2hLt4X

9PmUXMC1rwbFrSJsCX

SGMOCbuaQwsdOZT5bX

kIOsoeS7KguHObUViX

cF5WREN95so5FmIzUX

Dd2hF4KpQR2QRO30oX

yqOYAG3qOxactviIKX

zykZOdkZXaTSrJPSrX

NWD6hWaUfFTHYDaPlX

uX0VPq5d67MDQw3NKX

lxIAgc6tBm3hRb3AiX

tbo86JTi3WfokfPilX

1NOrFKNy4kGIdc3IGX

Tsha7LFBkvpF1WBKoX

bIs2RszmPGWO6mgCwX

7emb0CZFzJtGx3bXJX

8rUBDMFiOSzq3tqG6X

KTMBNAwiBJHSxa6GFX

qpUdptj9BSsNyiwZfX

bo4a03XYjzmbH25MaX

JwGyevbmIdwCbvf3zX

Gdy w hostelu mówią, że pociąg na lotnisko Kansai będzie jechał półtorej godziny to kłusem pędzę na metro. Łapię metro, dojeżdżam na dworzec i miły pan mówi, że pociąg jedzie tylko 50 min. Uff, inaczej bym nie zdążyła. Lot trwa tylko 2 godziny. Na lotnisku w Seulu są jakieś występy. Siadam i oglądam tańczącą dziewczynę w tradycyjnym stroju do pięknej instrumentalnej muzyki. Pojawia się tancerz i robi się romantycznie. Potem na scenę wchodzą faceci i sytuacja staje się bardziej dynamiczna. Wykonują różne akrobacje, potem kopniakami roztrzaskują drewniane deseczki. Jeden z nich wchodzi między publiczność i wybiera mnie. Idę na scenę, odmawiam wykonywania wojowniczych okrzyków, ale kopniakiem rozbijam deseczkę. Subtelnie kopię, więc rezultat nie jest zbyt spektakularny:)

Gdy stoję przed biletomatem na stacji podchodzi miły pracownik stacji i pomaga mi kupić bilet, a potem dwa razy przypomina żebym zapięła torbę:)

Mieszkam niedaleko Uniwersytetu Hongik. W poszukiwaniu czegoś do jedzenia krążę po okolicznych uliczkach. Dużo knajpek, ale wszędzie mięso. W desperacji wchodzę do Pizzy Hut, ale ani vege pizzy ani baru sałatkowego 🙂 W końcu znajduję jakąś japońską knajpkę i jestem szczęśliwa:) Zupa miso 🙂

Następnego dnia jadę do War Memorial (muzeum wojennego). Oglądam różnego rodzaje samoloty użyte w czasie wojny i spaceruje po parku. Niedaleko jest Seoul Tower – wieża widokowa. Wchodzę na wzgórze, na którym się znajduje. Trochę kropi deszcz i widoczność jest kiepska. Nie powstrzymuje to jednak ludzi od wjeżdżania na szczyt wieży 🙂

Kolejnego dnia jadę do Pałacu Gyeongbokgung. Teren na którym jest pałac i inne budynki jest duży. Pogoda jest piękna i zostanie taka przez najbliższe kilka dni. Świeci słońce i jest ciepło. Lokalsi noszą zimowe kurtki a mi czasem zdarza się rozebrać do tshirta. Napawam się tą zimową, przynajmniej jak na tutejsze warunki pogodą, bo za kilka dni upał na najbliższe miesiące. Mimo, że się bardzo cieszę, to może jednak powinnam pojechać na koło podbiegunowe? 🙂

Na placu Gwanghwamun jest wielki pomnik króla Sejong. Zapisał się w historii przede wszystkim tym, że od 1443 roku Korea ma swój alfabet. Od tego czasu tylko najbardziej wykształceni ludzie umieli czytać i pisać i używano chińskich symboli. On wprowadził Hangul – alfabet fonetyczny języka koreańskiego.

Jogyesa Temple to jedna z najbardziej znanych koreańskich buddyjskich świątyń. Po przeciwnej stronie odbywa się jakiś protest. Dużo krzyczenia i śpiewania. Kordon policji dookoła, ale jest spokojnie. Podobno to jacyś konserwatyści.

Na koniec jadę do Bukchon Hanok Village. To teren pełen hanok – tradycyjnych koreańskich domów. Usytuowane są na wzgórzu, skąd rozciąga się widok na piękne pobliskie góry. Na uliczkach dzieci bawią się drewnianymi mieczami i prawdziwym nunczako. W zaułkach kręcą jakiś film. Młody chłopak jedzie na rowerze. Z zainteresowania wnioskuję, że to jakiś tutejszy gwiazdor:)

Szampon kupiony w Australii rozlewając się wielokrotnie w kosmetyczce skończył się i szukam czegoś nowego. Staram się używać jak najbardziej naturalnych kosmetyków, o co w drodze często nie łatwo. W jakieś drogerii szampon, niby naturalny, z zaporową ceną około 15 euro ma skład po koreańsku. Zaglądam do sklepu jakiejś marki z natural w nazwie. Składniki szamponu (były też w wersji angielskiej) nie leżały nawet obok czegoś naturalnego. Zastanawiam się ile osób kusi się na wyroby wszelkiej maści, które nazywają się naturalne i nie patrzy na skład. A producenci cynicznie wykorzystują ludzką naiwność. Postanawiam spróbować z sodą oczyszczoną. Przynajmniej do czasu aż znajdę szampon, na widok którego włosy nie będą mi stawały dęba.

Korea Południowa jak sama nazwa wskazuje leży na południu Półwyspu Koreańskiego. Powstała po II wojnie światowej na terenach zajętych przez USA. Kraj jest górzysty, świetny na treakkingi. Powierzchnia kraju to niecałe 100 tyś km2 (ponad 3 razy mniej niż Polska). Populacja to 51 milionów ludzi.

Seul jest stolicą Korei Południowej od końca II wojny światowej. Był stolicą Korei (jako całości) od 1394 roku. To ogromne miasto. Mieszka tu ponad 10 milionów ludzi. Gęstość zaludnienia to ponad 17 tyś ludzi na km2. Plasuje to Seul na trzecim miejscu (po Tokyo i Jakarcie) wśród najbardziej zatłoczonych miasta świata. Bardzo rozległa sieć metra i pociągów miejskich – najdłuższe na świcie – tysiąc kilometrów torów. Niektóre stacje są kilka pięter pod ziemią.

Język koreański w przeciwieństwie to chińskiego i japońskiego ma alfabet. W związku z tym jest łatwiejszy na nauczenia.