Dojazd do Ustrzyk Górnych zajmuje mi ponad dwie godziny. I tak mam szczęście, bo w czasie wakacji to jedyny ranny autobus jadący w tamtą stronę. Wędruję przez Połoninę Caryńską. Pogoda jest świetna, a widoki cudne. Mało ludzi na szlaku, głównie mijam ich w punktach widokowych. Nie mogę się napatrzeć na otaczający mnie krajobraz. Połoniną Wetlińską docieram do Chatki Puchatka. Urokliwe schronisko bez prądu i wody. A nocą pewnie doskonałe miejsce do patrzenia w gwiazdy.
Pływamy łódką po zalewie Solińskim. Niedaleko obok przepływa rower wodny. Pan w średnim wieku zwraca się do siedzącej obok pani – „kurwa, zamkniesz tego ryja?! Nie dość, że kieruję, to Ty ciągle gadasz!”. Śmiejemy się, ale to nie jest śmieszne. To nie pierwszy raz widzę w jakiej atmosferze niektórzy spędzają wakacje.
Spacerujemy po zaporach na Solinie i w Myczkowcach. Wchodzimy na szczyt starego kamieniołomu skąd jest wspaniały widok na zalew. Potem leśnymi ścieżkami i przez pola wracamy do gospodarstwa.
To w tej okolicy mieszkał Jędrek Połonina (Andrzej Wasilewski) rzeźbiarz, malarz, poeta, pieśniarz bieszczadzki, a przede wszystkim bardzo ciekawa osobowość. Był uważany za króla cyganerii bieszczadzkiej, najwybitniejszą osobistość środowiska tzw. zakapiorów.
Słucham opowieści jak niektórzy rolnicy gospodarują i przechodzą mnie ciarki. Pozostaje jedynie wierzyć, że jedzenie jest poddawane kontrolom nim trafi na rynek.
W drodze do Lanckorony zatrzymujemy się w skansenie Miasteczko Galicyjskie.