Poprzedzający Święta czas to w pracy jakiś hardocre. Zaciskam zęby, bo przerwę grudniową zamierza miło spędzić. Pracodawca sypnął okolicznościowymi voucherami. Gdy ostatniego dnia wypuszczają nas 1,5 godziny wcześniej, jesteśmy jedyną otwartą firma w całym business parku. 23 grudnia wstaję w środku nocy. Przez beznadziejny typ współlokatorki śpię tylko 1,5 godziny (po niedługim czasie na szczęście się wyprowadzi). Jest 3 rano i idę na przystanek autobusu. W powietrzu czuć wiosnę. Drzewa na moim osiedlu obsypały się białymi kwiatuszkami. Na dworze gęsta mgła. Ze sklepu Aldi wychodzą pracownicy, remanent chyba. W pomarańczowym świetle latarni widać cząsteczki mgły. Zdejmuję kurtkę, bo jest mi ciepło po szybkim marszu i moje ciało paruje. Zadziwiająco dużo, jak na tę porę, taksówek na ulicach, fastfoody otwarte i pełne ludzi. Autobus zapełnia się do ostatniego miejsca i nie zabiera więcej pasażerów.
Na lotnisku tłumy jakich nie widziałam. Jednak obsługa bardzo sprawnie kieruje ludzi do odpowiednich stanowisk. Przez kontrolę osobistą nie przechodzą mi 4 słoiki masła migdałowego 😦
Lecę do Gdańska, bo w soboty nie ma bezpośrednich lotów na trasie Dublin – Warszawa. Gdyńskie lotnisko jest większe niż się spodziewałam. Czekam kilka godzin na kolejny lot. Odprawa osobista wlecze się, choć nie ma aż tak dużo ludzi. Przechodząc przez odprawę paszportową w Polsce można się poczuć jak osoba podejrzana i nie jest to tylko moje wrażenie. Lot do Warszawy jest trochę opóźniony i trwa niecała godzinę. W samolocie głośna grupa cudzoziemców, na pewno południowców, ale nie umiem zidentyfikować z jakiego kraju. Przypatruję się jednemu. Sportowe czarne buty, białe skarpety z dużymi czerwonymi różami, czarne dresy i biała bluza, pasująca do skarpet, bo dużymi czerwonymi różami, złoty zegarek. Trudno mi ocenić czy ubrany bardzo modnie, czy bardzo niemodnie. Przy lądowaniu podmuchy wiatru trochę rzucają samolotem. Głośna grupa się ucisza, a ekstrawagancko ubrany chłopak zaciska rękę na poręczy, a drugą przykrywa twarz. Na lotnisku czeka na mnie Siostra. Nikt z rodziny poza nią nie wie, że przyjeżdżam. W domu Rodziciele przez chwilę z niedowierzaniem się we mnie wpatrują a jedne z pierwszych słów to: nie mamy aż tyle chleba:) Nie znam nikogo, kto lubiłby chlebek tak bardzo, jak ja:)
Święta upływają nam bardzo przyjemnie. Śniegu niestety nie ma. Nasz Pan Kotek się przeziębia, i musi chodzić do lekarza, czego bardzo nie lubi.
Dwa razy idę z Mamą do kina. Morderstwo w Orient Expresie ma dla mnie zaskakujące zakończenie, a to dlatego, że nie czytałam tej książki. Świetny film, ze świetną obsadą. Z kolei The Florida Project pokazuje życie ludzi zamieszkujących motel. Historia młodej dziewczyny, będącej matką kilkuletniej dziewczynki i jej zmagania z rzeczywistością. Gubię portfel, chyba w kinie. Bardzo rzadko coś gubię, nieprzyjemne uczucie. Na szczęście nie mam tam zbyt dużo pieniędzy i tylko tracę kartę do bankomatu.
Spaceruję z Mamą po pięknie oświetlonej Warszawie, na ulicach dużo ludzi. Odwiedzamy dwie wegańskie knajpy.
Wspólnie z bliską koleżanka robię małą imprezę urodzinową. Dla mnie opóźnioną o prawie 2 miesiące 🙂
Zdjęcia robione telefonem – jakość fatalna.