Lot do Polski jest o 6 rano, więc muszę wstać bardzo rano. Ktoś mnie straszy bym nie chodziła sama nad ranem, bo trochę tu pustkowi i zamawiam taksówkę. Spełnia się mój senny koszmar i budzę się na 2 minuty przez przyjazdem taksówki. Na szczęście nieliczne rzeczy, które zabieram ze sobą spakowałam wieczorem. W kilka minut siedzę w taksówce, nawet kanapki zdążyłam zrobić. W autokarze nie mogę znaleźć telefonu z polskim numerem, jak się później okaż, wypadł mi przy drzwiach. Na lotnisku piję herbatę w kawiarni. Jakaś kobieta z dzieckiem siada przy innym stole, a brudne naczynia z tego stołu stawia przede mną.
Lot jest do Łodzi, bo w sobotę nie ma samolotów na trasie Dublin – Warszawa. Wsiadam do samolotu i nagle słyszę ”niech mnie pani nie wk..wia”. To młody facet odzywa się do dużo starszej od siebie kobiety. Chodzi chyba o to kto ma gdzie położyć swoją walizkę. Potem parę osób się próbuje przesiadać, bo chcą siedzieć razem, ale nie zarezerwowali sobie miejsc obok siebie.
W Łodzi jestem drugi raz. Mam tylko 2 godziny do odjazdu pociągu. Jadę autobusem na ulicę Piotrkowską. Akurat odbywa się tu regionalny jarmark. Kupuję obwarzanki i oglądam stoiska. Kamienice są piękne i żałuję, że nie mam więcej czasu. Jadę na dworzec Łódź Fabryczna. Dworzec przeszedł kilkuletni remont i został otwarty niecały rok temu. Ma ciekawy kształt, jest nowoczesny. Niestety nie ma tu żadnych sklepów i tylko jedna malutka kawiarnia. Akurat w holu głównym była wystawa malarstwa lokalnych artystów. Za toaletę trzeba płacić!, czy to norma??? Podróż upływa mi ciekawie, bo podsłuchuję interesującą rozmowę;)
Zdjęcia robione telefonem – niestety.