We wrześniu odwiedzam zachwycającą wystawę Vermeera. Do Dublina przyjechało 10 jego obrazów. Wystawa, szczególnie pod koniec bardzo okupowana. Widziałam nawet starszą panią z kartką w ręku, że szuka biletu do odkupienia.
W połowie październik Irlandię nawiedza huragan Ofelia. Kilka dni przed doświadczamy pięknej pogody. Jest na tyle ciepło by wieczorem chodzić w tshircie. Huragan najbardziej uderza w południe wyspy, ale w hrabstwie Wicklow też bardzo mocno wieje. Rano, gdy jest jeszcze bardzo spokojnie, parkingi w business park, gdzie pracuję są opustoszałe. Samochody stoją tylko przed naszym budynkiem. Po jakimś czasie przychodzi informacja, że kto uważa, że może mieć problemy z powrotem do domu, powinien od razu wyjść. Większość osób wychodzi. Jako, że mieszkam tylko 15 minut na piechotę od pracy, chcąc nie chcąc zostaję. Jak zaczyna wiać, okoliczne krzewy i drzewa mocno chylą się do ziemi. Z dachu spada, tuż przy wejściu do budynku, kilkumetrowy kawał blachy. Ulice są opustoszałe. Dużo miejscowości jest odciętych od prądu jeszcze kilka dni później.
Gdy wracam z pracy w Halloweenowe popołudnie, widzę nieliczne dzieci, zbierające w domach cukierki. Nie mam żadnych cukierków w domu, więc robię wygłuszenie i zaciemnienie, taktykę stosowaną w mojej rodzinie, gdy ksiądz przychodził po pieniądze. Gdy wczesnym wieczorem wychodzę do pobliskiego sklepu wszędzie widzę grupki nastolatków. Poza nimi nie ma nikogo na ulicach. W ostatniej chwili uskakuję przed lecącą po chodniku petardą. Teraz nie dziwię się, czemu większość ludzi siedzi w domu. Całe popołudnie i wieczór to petardowa kanonada – tutejsza tradycja. Rok wcześniej ktoś nam kradnie śmietnik sprzed domu – pełny. To ponoć inna lokalna tradycja, ukraść śmietnik i spalić. Z fajnych zwyczajów to puszczanie lampionów. Obserwuję kilka z nich sunących po niebie. Gdy kiedyś sama chciałam puścić lampion, to zrobiłam mały pożar w ogródku.
Biorę udział w halloweenowym biegu – 5 km. Cześć osób jest poprzebieranych. Jestem super zadowolona, że po paru latach przerwy w bieganiu, jestem w stanie przebiec większość dystansu bez zatrzymywania się.
Biuro dekoruje się okolicznościowo na potęgę. Ja się z tego wyłączam i robię własną bezśmieciową instalację. Masowo kupione dekoracje, pewnie produkcji chińskiej, lądują potem w koszu.
W ramach firmowego odchamiania się oglądam musical Sunset Boulevard. Musical został po raz pierwszy wystawiony w 1993 roku, a powstał on na podstawie filmu nakręconego w 1950 roku. Opowiada historię przebrzmiałej divy niemego kina, która poznaje młodego scenarzystę. Upatruje w tym szansy na powrót na scenę. Romans między nimi kończy się tragicznie.
Spacerując po centrum Dublina jak zwykle napotykam różne religijny stoiska. Jakiś Chrześcijanin zawsze stoi na małym stołeczku i przez megafon wykrzykuje swoje racje. Obok grupka Muzułmanów zachęca do swoje religii. Tuż obok stoisko Świadków Jehowy graniczy z przeciwnikami aborcji, obwieszonymi krwawymi zdjęciami. Z radością zauważam punkt Ateistów. Biorę ulotkę – Świat się zmienia 🙂