Moje urodziny wypadają w pierwszy weekend listopada i tenże weekend w całości dedykuję samej sobie:) W sobotę jadę do Dun Laoghaire, włóczę się po miasteczku, zaglądam do wszystkich second handów, spaceruję po molo. Jem wegański obiad we włoskiej restauracji. A wieczorem idę do kina na przepiękny film – Earth – One Amazing Day. Film jest nakręcony przez stacje BBC Earth. Pokazuje zwierzęta na różnych kontynentach od wschodu do wschodu słońca. Po raz pierwszy widzę narwale, przedziwne delfinopodobne ssaki, żyjące w Arktyce, a także czarne małpy Francois Langurm których dzieci mają pomarańczowe futerka. Świat przyrody zachwyca.
W niedzielę wybieram się do Killruddery, przepięknej posiadłości należącej do rodziny hrabiowskiej. Przypadkowo trafiam na ostatni dzień przed zamknięciem na okres zimy. Jest słoneczna pogoda. Spaceruję po pięknym, jesiennym ogrodzie i parku. Jestem tam bardzo wcześnie (jak na mnie, i chyba jak na innych też) i przez długi czas mam cały park dla siebie.
W następnym tygodniu w ramach dalszego świętowania urodzin wybieram się z dobrą koleżanką Dublinią na małą wycieczkę. Szukamy czegoś, co nie będzie daleko. Cześć miejsc jest nieczynna zimą. Dublinia dyskwalifikuje mój pomysł odwiedzenia niemieckiego cmentarza. Wybieramy się zatem do Wells House w Hrabstwie Waterford. Dwór został wybudowany ponad 400 lat temu przez Johna Warrena. Po jego śmierci dwór i przynależne do niego rozległe ziemie zostały kupione przez rodzinę Doyle, w której posiadaniu pozostawał przez ponad 260 lat. W tym czasie budynek przeszedł gruntowną przebudowę pod okiem architekta Daniela Roberstsona, który również zaprojektował ogrody w Powerscourt. Historia kolejnych właścicieli posiadłości, ich małżeństw, romansów, tabunów dzieci splata się w bardzo ciekawy sposób z historią Irlandii. W salonie wisi portret pięknej Jane Ellis – żony Roberta Doyle’a (pierwszego z Doyle’ów). Kobiety wówczas bardzo dbały o bladość cery, używając pudrów z arszenikiem. Ponadto woskowały twarz, dlatego zimą od kominka musiała chronić je specjalne odgrodzenie, by wosk nie spływał im z twarzy. Kilka pokoleń później, kolejny właściciel Wells – Charles Mervyn Doyle żeni się z Lady Frances Fitzwilliam. Małżeństwo musi być z miłości, i to wielkiej. Młoda żona pochodzi z bardzo bogatej rodziny, właścicieli Wentworth Woodhouse. Jej dom rodzinny ma 356 sypialni, a zaproszeni gości dostają konfetti, które rozsypują po korytarzach, by móc odnaleźć drogę do swojego pokoju. Mężowski dom Lady Frances jest bardzo skromy, ma tylko 8 sypialni.
W 1965 roku ostatni ze spadkobierców Doyle’a sprzedaje posiadłość niemieckiemu przedsiębiorcy Gerhardowi Roeslerowi. Wydają bardzo dużo pieniędzy na remonty, ale niestety to skarbonka bez dna. Dziś to ich syn Uli i jego żona Saibine są właścicielami i poświęcają cały swój czas na doprowadzenie posiadłości do dawnej świetności. Dom jest w trakcje niekończących się remontów. Finansują się z opłat za zwiedzanie, restauracji i okolicznościowych pikników. Gdy kupujemy bilety, to właśnie pani Sabine ”siedzi na kasie”.
Mamy szczęście, bo na wycieczce z przewodnikiem jesteśmy tylko we dwie. Oprowadza nas ochmistrzyni i bardzo ciekawie opowiada. W sali jadalnej można zorganizować sobie high tea – popołudniową herbatkę, serwowaną przez osobistą służącą, na którą można zadzwonić dzwonkiem.