Pisanie jakoś ostatnio mi nie idzie. W pracy duże ciśnienie. Staram się jednak nie zostawać po godzinach. Ludzie odchodzą szybciej, niż zatrudniani są nowi. Czasem zastanawiam się, czy tego nie pieprznąć i nie wyjechać w Bieszczady 🙂 To znaczy najpierw zmienić pracę, zanim będę miała dość pieniędzy by znów zacząć długą podróż.
Zaczynam chodzić na siłownię, bo siedzenie całymi dniami na tyłku nie służy mojej figurze. Siłownia to coś co zawsze wydawało mi się odpychające. Teraz jednak wylewam tam poty. Postępy idą powoli, bardzo powoli. O mało nie spuszczam sobie na twarz 5 kilowego odważnika. Gdy spadam z bieżni, trener mówi, że następnym razem to nagra i puści na youtube.
Pogoda jest dobra, bardzo dobra, jak na irlandzkie lato. Kąpię się w morzu. Chodzę na yogę, oglądam jak w zależności od pogody zmieniają się kolory gór i morza. Staram się być tu i teraz, ćwiczę to od paru lat. Ale snuję też trochę planów.
Z popularną blogerką, i bliską koleżanką w jednym, Dublinią, wybieram się do Mount Usher’s Gardens w Ashford. Ogrody zostały założone w 1868 roku przez rodzinę Walpole. Jest to przykład wspaniałego, dzikiego ogrodu z ponad 5 tysiącami gatunkami drzew i krzewów. W 1980 roku ogród został kupiony przez Madelaine Jay, która poświęciła 30 lat życia na doprowadzenie go do obecnego stanu.
Potem wybieramy się do miasta Wicklow. To stolica hrabstwa, w którym obie obecnie mieszkamy. Miasteczko jest małe, niezbyt piękne. Cudne są za to ruiny zamku na skarpie nad morze. Pogoda jest świetna, w wodzie pływa foka.