Na kilka dni jadę na działkę Cioci i Wujka, w Wildze. Jest bardzo ciepło. Susza, każdy wyczekuje deszczu. Jeździmy na rowerach po lasach i okolicznych wsiach. Zagłębie sadownicze. Leśne uliczki mają bajkowe nazwy.
Dolina Środkowej Wisły – przepiękna. Przez lata miałam okazję obserwować i rzekę zamieniającą się w strumień – z powodu suszy, a także fale powodziowe.
W sadach co chwile słychać wystrzały. Sadownicy odstraszają ptaki. Drogę przebiega spora, intensywnie zielona jaszczurka. Mijamy pola facelii – prawie jak Prowansja.
Leśny dukt przecina zaskroniec, w słońcu szmaragdowy.
Dojeżdżamy do historycznej miejscowości Stoczek. To tu w 1831 roku rozegrała się bitwa pomiędzy samodzielnym korpusem pod dowództwem Józefa Dwernickiego, a częścią rosyjskiej dywizji strzelców konnych Fiodora Geismara. Pytam jakąś dziewczynę czy jest tu pomnik upamiętniający tę bitwę, ale mówi że nie ma.
Z powodu remontu fragmentu głównej drogi dojazdowej, przez szosę wijącą się wśród sadów zaczynają jeździć tiry. Przypomina mi się bilbord reklamujący zakład pogrzebowy. Napis głosi: zwolnij, do nas zawsze zdążysz. Tylko że jeśli tir nie zwolni, to ja, na rowerze, mam znacznie większe szanse trafić do tego zakładu, niż kierowca wielkiej ciężarówy.
W końcu zaczyna padać. Zieleń deszczem rozmyta. Zapach deszczu o zmierzchu.