Pushkar, Rajastan

w5mnIgCWMt6dezAxdX

ynggG9uSQtAQk3bQlX

 idqNnOSbiONj0oczcX

 pI8B5bhnobFf3aAIWX

 eqshLZHbSjKwrUgSjX

 sFCjwZdq1xBoLaOdaX

gR6IejWFlh0pCFXLWX

 eKwsus9aEYdvLl032X

tS5uZ00h7v6TYgiTyX

1tVvg0ltjbS34tPpsX

OILZgyW5TWFnqwDQxX

Otnbfy8wa0jAJmpgRX

XpHsoaqaREz4ykf6RX

QNkc0nHq9gImKPMgwX

PUaRc4HYSoXibLEqcX

ILpfwjkKAUoc0BAlAX

 574OtGf6T8NKOPc6zX

K7qMcOfrJTcqjbY4dX

ER4AKzGrcOYupyL3vX

DwigeKjucmAiqkKqBX

O4T4b2iMzMSFB45PRX

QZVCgs84AxZ02SikbX

6ALvldo29zIMHIosRX

LoeU3Hp0TOwqezG7yX

PRjgVfHRop8ZkD0rgX

DHn0MwHXXQm1qJfm7X

PltIAhUMihl1hQ1C9X

mbJllJee5LUmE9edSX

aWxEUOzLDymHxcfyhX

XyzLj4YbRykDXobDkX

WM59jI3Q33JlSL1CtX

KgpR5eNC9G9CWzN5OX

tWJ5VNueageBzBrfCX

jJX7DrAG4KPI6RDELX

fAjIfZH7h4U6rPxAyX

ljZFaYw2mihaz0siaX

AIczDKionBf41yff0X

mQb69Wi9arxqYvpF9X

82CvCpaj4lHSnE2zcX

F2Ufg9sS4Ry7kNdARX

Gdy z kilkudniowym wyprzedzeniem kupuję bilet na pociąg z Jammu do Ajmer (który jest 12 km od Pushkar) na liście oczekujących jest ponad sto osób przede mną. Pociąg odjeżdża po 18 tej. Gdy rano sprawdzam – kolejka zmniejszyła się o połowę. Kilka godzin przed odjazdem jestem już na miejscu trzecim. Pewna swego jadę na dworzec, zostawiając sobie niezbyt duży zapas czasowy. Wciąż jestem na trzecim miejscu, ale lista pasażerów jest już zamknięta. Pracownik dworca radzi mi zwrócić ten bilet, odebrać zwrot pieniędzy i kupić bilet bez miejscówki. Robię tak jak radzi. Tylko jest już zbyt późno by odebrać zwrot – to można zrobić najpóźniej 30 min przed odjazdem pociągu. Ląduję więc z dwoma biletami (jak się później okaże, wystarczył ten, który miałam, a drugiego nie uda mi się już zwrócić) i bez miejscówki. Pociąg według rozkładu będzie jechał 18 godzin. Jakiś pan na dworcu kupuje mi herbatę 🙂 Każą mi wejść do któregokolwiek wagonu klasy sleeper. Pani konduktorka znajduje mi miejsce, które będzie wolne przez najbliższych 7 godzin. Wokół wszystkie miejsca zajmuje zespół z Jaipur, wracający z wesela, na którym występowali. Pani konduktorka, jak mi później mówią poleciła im się mną zaopiekować 🙂 Chłopak (nie z zespołu), który ma miejsce nade mną i będzie wysiadał nad ranem ofiarowuje się dzielić swoje miejsce ze mną, odkąd przyjdzie osoba, która ma rezerwację. Niekończący się pochód panów z herbatą zapewnia mi uśmiech na twarzy:) Siedzę przy oknie. Słońce zbliża się do horyzontu. Wszystko wokół tonie w pomarańczowo złotej poświacie, która z czasem zmienia się w blado różową. Mijamy cegielnie, gdzie cegły wypala się tradycyjną metodą. Z cegieł budowane są kopuły, rozpala się w środku ogień i właz zamyka kolejnymi cegłami. Ludzie poznawani w pociągach i rozmowy z nimi – uwielbiam 🙂

Przez wagon przechodzi ladyboy (shemale) ubrana w czerwone sari. Co chwila klaszcze w dłonie i mężczyźni dają jej pieniądze, zwykle 10 rupii. Ona coś do nich mówi, jakby błogosławieństwo. Nie widziałam, by któryś z facetów nie dał jej kasy. Mimo, że w Indiach jest sporo ladyboys, to często trudnią się żebraniem w pociągach, bo ciężko im znaleźć pracę. Faceci dają im pieniądze by nie rzuciły ”klątwy” 🙂 Słyszałam też, że często pojawiają się na ślubach, czy gdy urodzi się dziecko i wtedy trzeba dać im o wiele więcej, za błogosławieństwo (a raczej za brak klątwy).

Pushkar przyciąga jak magnes. Zostaję tu sporo dłużej, niż na początku zaplanowałam. To małe miasteczko. Centralnym punkt stanowi jezioro, ze świętą wodą. Jak głosi legenda bóg Bramha upuścił tu kwiat lotosu i z ziemi zaczęła wypływać woda. Pushkar to święte miejsce dla Hindusów. Wielu przyjeżdża tu na oczyszczającą kąpiel w jeziorze. Wokół jeziora są 52 ghaty – schody na brzeg i ponad 400 świątyń. Najsłynniejszą z nich jest niewielka świątynia boga Brahmy. Mimo, że jest on najważniejszym z bogów hinduskich jest to jedna z bardzo niewielu (według legendy – jedyna) świątyń, która jest mu poświęcona. Jego pierwsza żona – bogini Savitri przeklęła go gdy za drugą żonę wziął dziewczynę z niższej kasty – Gayatri. Powiedziała, że będzie czczony tylko w tej jednej świątyni w Pushkar. Gdyby był czczony gdzie indziej, obróciłoby się to przeciwko wiernym.

Świątynia Brahmy jest w miasteczku. Świątynie poświęcone obu jego żonom – boginiom, znajdują się na wzgórzach, po dwóch stronach miasta. Rano wybieram się do świątyni Gayatri. Po drodze zaglądam do świątyni Bogini Kali, ale jest zamknięta. Świątynia Garyati jest malutka i różowa. Widok z góry piękny. Po południu wdrapuję się na wzgórze, gdzie jest świątynia Savitri. Jest ponad 40 stopni. U stóp schodów rozmawiam ze sprzedawcą wody. Wokół kręci się kobieta i niemiłosiernie brudne dzieci. Sprzedawca mówi, że jej mąż nie pracuje i jest dla niej bardzo niedobry. Ona i dzieci spędzają dnie na żebraniu. Obok nowo wybudowana kolejka linowa na szczyt. Jeszcze przed otwarciem. Za kilka tygodni przyjedzie Modi – premier Indii, na wielkie otwarcie. Droga na górę, piękne widoki, ale lekko nie jest w tym upale. Ze świątyni widać całą okolicę. Sprzedawca dewocjonaliów wyjaśnia mi całą historię pomiędzy Bogami 🙂 Gdy postanawiam schodzić widzę kilka małp siedzących na schodach. Strażnik świątyni, albo kolejki linowej mówi – monkeys ok. Gdy mijam Boga zaklętego w małpy (Hanuman), jeden z nich podchodzi do mnie, staje na tylnych łapach, jest niewiele mniejszy ode mnie. Zaczyna szarpać mój plecak. Krzyczę aaaa, don’t touch me. Strażnik patrzy na mnie, ale się nie rusza. Bogowie z zaciekawieniem przyglądają się. Ten najbliżej puszcza mój plecak. Korzystam z okazji i wbiegam na górę. Mówię do strażnika – monkeys not ok. Wtedy nadbiega rycerz. Ocieka wodą, jest przepasany ręcznikiem. Zaczyna machać rękami i coś wykrzykuje. Bogowie uciekają. To pan, który parzy herbatę w sklepiku. Chyba się właśnie kąpał. Mówi, że postoi tu chwilę i będzie odstraszał małpy i żebym się nie bała. Schodzę po stromych, wyślizganych kamiennych stopniach. Miliony przeszły tędy przede mną. Bogowie siedzą za zakrętem. Mimo, że pomiędzy skałami przebiega jakiś ogoniasty gryzoń, to boję się Bogów i patrzę tylko pod nogi. Na szczęście nie ruszają się ze swoich miejsc. Po raz pierwszy rozumiem katolicką doktrynę – jeden Bóg w trzech osobach. Znów rozmawiam z panem sprzedającym wodę. Rozmowa o religii i duchowości – nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś powiedział mi coś tak mądrego w tym temacie.

Zachody słońca nad jeziorem są piękne. W tym miejscu kręci się kilkoro żebrzących dzieci. Są natrętne. Głównie napastują turystów, ale widzę też, że nie omijają zamożnych Indian. Zwykle daję pieniądze kalekim i starym ludziom, zwłaszcza w Indiach. Dzieciom prawie nigdy. To tylko będzie je zachęcać do żebrania. Kobietom z dziećmi, zazwyczaj śpiącymi albo otępiałymi też nie, patrząc na biegające wokół hałaśliwe dzieci – raczej nie jest to normalne dziecięce zachowanie. Żal mi tych dzieci, ale nie mam też cierpliwości by przez 5 minut powtarzać w kółko – nie. Czuję się potem okropnie, bo czy mam prawo się na nie złościć? One już zostały skrzywdzone przez nieodpowiedzialnych dorosłych, którzy sprowadzili je na ten świat. Pytam w restauracji czy są tu np. świątynie wydające posiłki dla ubogich. Wiele świątyń tak robi. Pan mówi, że jest tu wiele organizacji charytatywnych i nikt nie chodzi spać głodny. Na ile to jest prawda to nie wiem. Nie daje mi to spokoju, więc pytam kilka innych osób i każdy mówi, że codziennie wydawane są posiłki.

Gdy zapada zmrok ogród pachnie obłędnie. Jest tylko 30 stopni, patrzę na gwiazdy. Każdego wieczoru z innej części miasta dobiega mnie głośna muzyka – sezon na wesela trwa.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s