W Moulmain zatrzymuję się w guesthouse nad rzeką. Wieczorami wzdłuż rzeki jest jedzeniowy market i tam jem obiady. Spędzam czas w miłym towarzystwie oglądając świątynie na wzgórzach, stare kościoły, buszując po bazarze i wyszukując owoce, których do tej pory nie jadłam. Po raz pierwszy jem duriana. Król owoców według Azjatów. Zapach jakby coś zepsuło się w lodówce. Podchodziłam do tego z dużą rezerwą, ale bardzo chciała spróbować. Durian, ze względu na zapach nie może być przewożony w samolotach, metrze etc. Smak, jak cebulowy syrop robiony przez Mamę. Trochę dziwna konsystencja, bo był bardzo miękki i włóknisty. Na pewno spróbuję jeszcze raz, by mieć porównanie. Z kolegami rozkroiliśmy do przed guesthouse ale zapach rozszedł się po całym parterze.