Kanchanaburi

Ibi050PJOzzG2HxGHX

38ppEulmp31eZcqbvX

IjYUrMjBB3ovYp6thX

ZPJkNYujRMMwH9cPkX

3dewc5JrtWnYX7R7WX

7TRGKwkcIr3bcPztIX

Rk9cpeX12STgQNPyUX

b9gmR5otsbkOAdEmuX

bVgMo7ulCzJxGeF6vX

5sxtdhyytB3IDy3wrX

L7Kzf0mhYZC2Ijpr9X

byG2bI6JlDtN7XGznX

aTXAVgyhPyBYJaKteX

Wstaję o piątej i przed szóstą wychodzę z hostelu. Metro jest jeszcze zamknięte i czekam aż otworzą. Dojeżdżam z przesiadką do stacji, którą mi wskazał recepcjonista w hostelu. Upewniam się, że to tu i ktoś mówi, że muszę się wrócić dwie stacje. Pytam jeszcze innych osób dla pewności i wsiadam w powrotny pociąg. Na stacji pytam ponownie czy dobrze wysiadłam ale pracownik stacji pokazuje że mam jechać w stronę z której przyjechałam. Klnę głośno i idę do informacji. Tam się okazuje, że dobrze wysiadłam, ale dworzec Bangkok Thonburi jest dość daleko i muszę jechać taksówką (to wiedziałam wcześniej). Kierowca moto taxi (przewożą motorami) chce 100 bathów. Wsiadam w normalną taksówkę z licznikiem i się denerwuję bo już mało czasu zostało do odjazdu pociągu. Płacę niecałe 60 bathów i na szczęście okazuje się, że dworzec jest malutki i ma tylko dwa perony. Kupuję bilet i nawet trochę czekam na przyjazd pociągu. To chyba pierwsza stacja Deth Railway (Kolei Śmierci). Od mojej poprzedniej bytności w Kanchanaburi wiedziałam, że tu wrócę (nie wiedziałam jednak, że tak szybko). Wagony są w środku drewniane. Pociąg nie rozwija nadmiernych prędkości. Ja walczę, że snem i podziwiam krajobrazy. Dojeżdżam do stacji przy moście Kwai i wysiadam. Mój guesthouse jest kilometr stąd. Pociąg jedzie dalej i wiem, że jeszcze tu wrócę by przejechać całą trasę. Idę jeszcze raz na cmentarz, na którym są pochowani jeńcy wojenni, którzy zmarli przy budowie kolei. Na grobach różne napisy od rodzin. Na jednym z nich ”When you go home tell them of us and say „for your tomorrow we gave our today”” (kiedy wrócisz do domu powiedz im o nas i powiedz, że „dla waszego jutra oddaliśmy nasze dziś”). Zaglądam do muzeum, na które nie starczyło mi czasu poprzednio. Tuż przy wejściu napis „Never have I dreamdt of that I would see the day when human life would be held so cheaply” (nigdy nie myślałem, że doczekam dnia kiedy życie ludzkie będzie tak tanie) wypowiedziane przez Majora A.E. Sagers’a w czerwcu 1943 roku. Od tamtej pory nie tak wiele się zmieniło. Raczej życie niektórych narodów jeszcze bardziej się zdezawuowało. Kiedy za polskiej obecności w Afganistanie zginął polski żołnierz było to na pierwszych stronach przez kilka dni. Gdy Amerykanie zmietli z powierzchni ziemi całą wieś w Afganistanie lub Pakistanie podawano, że zginęło np. 56 osób. Tylko liczby. Ale czy oni wszyscy nie są przecież terrorystami chcącymi unicestwić naszą cywilizację??? (dla pewności dodam, że to ironia).

Później znów idę do stacji przy moście Kwai. To miejsce jest chyba zawsze pełne ludzi. Mimo to bardzo mi się tu podoba. Robię zdjęcia i jem owoce. Oglądam piękny zachód słońca.

Wieczorem szukam miejsca na obiad. Knajpka, która mi się podoba ma zajęte wszystkie miejsca. Idę na nocy market. Prawie samo mięso. Wracam do knajpki i znajduję wolny stolik. Zamawiam Pad Thai, po raz pierwszy. Robią mi wersję vege. Mimo, że ludzie się zachwycają kuchnią tajską mi to zupełnie nie podchodzi. Pad Thai jest niedobre. Zamawiam biały ryż by zabić ten smak. Herbaty nie mają. Po drodze same knajpy z białymi starymi dziadami i młodymi miejscowymi dziewczynami. Te przyzwoicie wyglądające już się zamykają. Blisko mojego guesthouse jakieś miejsce wygląda ok. Starszawy Francuz podaje mi kartę i pokazuje duże braki w uzębieniu. Po chwili biały, nie najmłodszy grubasek przyjeżdża z młodą Tajką skuterem. Zamawiam herbatę i koncentruję się na niej i mojej jutrzejszej podróży.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s