W Autobusie do Vientiane poznaję pana z Niemiec. Ma 74 lata i odwiedził prawie 130 krajów świata. Jego ojciec walczył przeciw Nazistom, a ostatni list wysłał do rodziny w lutym 1945 roku z terenów obecnej Piły. Pan nigdy nie odnalazł żadnych dalszych informacji o swoim ojcu. Po 50 latach wystąpił do sądu o uznanie ojca za zmarłego.
Vientiane to stolica Laosu. Dla kogoś, kto nie chce już oglądać świątyń mało tu miejsc do odwiedzenia. Przez miasto przepływa Mekong. Trafiam na ostatni dzień jedzeniowego festiwalu. Chyba co dzień w okolicach rzeki jest nocny bazar. Spaceruję po ulicach. Idę z bliska zobaczyć National Monument, który przypomina Łuk Triumfalny w Paryżu, ale też India Gate w Delhi. Od monumentu prowadzi szeroka ulica do Pałacu Prezydenta.
Nogi wciąż mnie bolą od góry widokowej w Vang Vieng, więc się oszczędzam 🙂
W kinie oglądam film 13 hours. Dobre kino akcji i jednocześnie prawdziwa historia z 2012 roku – atak na siedzibę amerykańskiego ambasadora w Bengazi. Historia, jak wszystkie wojenne – straszna. Gdy patrzę na Libijczyków atakujących bardzo słabo obsadzoną siedzibę USA to ogarnia mnie przerażenie. Mimo, że liczebnie jest ich kilkukrotnie więcej niż Amerykanów to są mało skuteczni. Wystrzelani jak kaczki, sprawiają wrażenie, że życie im nie drogie. Ambasador ginie zatruty gazami w płonącym budynku. Kilku ex agentów CIA, którzy biorą udział w akcji (zaskakująco mało jak na miejsce, które jest jak beczka z prochem), ze stosunkowo małymi stratami dają radę bronić swojej siedziby do przybycia libijskich wojskowych posiłków, które ewakuują bazę. W tym kraju nawet policja ustępuje przed zorganizowanym terroryzmem. Kraj w destabilizacji, nie każdemu musi się podobać ”pomoc” Ameryki. Jak się igra z ogniem, to można się poparzyć. Co nie oznacza, że mam zdecydowaną opinię czy należy dyktatorskie państwa zostawić samym sobą, czy pomóc im się rozpaść i patrzeć jak ogarniają się chaosem stając się łatwym łupem dla terrorystów.
Teraz jestem w kraju, na który Amerykanie zrzucili około 2 miliony ton bomb w czasie wojny w Wietnamie (zwaną tu wojną amerykańską). Laos nie był w stanie wojny, po prostu jest sąsiadem Wietnamu. Do tej pory – ponad 40 lat po zakończeniu tej wojny, 30% tych bomb nie wybuchło.