Hanoi

vBFgk5WBRwJHkaxfMX

 

aIEGAGZzCaMy3WCq1X

UeIUubySBYHLMKBnxX

tcOwQcHb4R7gkMLsCX

ce6D51cEGbAZ4pmHMX

RxIGynXzR8WziZi6aX

vIEmkQIJ0rVsICNIaX

b1PNbcj1VbpTEU0NKX

pSlblhC0IUawjqBWzX

6930gwLRnxxQ3HaXyX

8HObnRdCIOIWBPUbfX

3EGdvaaEQq6xxAjaQX

tnG5OYNYNbmSmnDkhX

Nw6afpqHhDYdiddPzX

aMAnzmxuM5vav74KSX

a3oHWEXNuU6Uyo2KsX

 

Do Hanoi dojeżdżam około południa. Idę do hostelu poleconego przez koleżankę. Mówi mi, że to tylko dla very easy going people, co znaczy, że standard jest bardzo niski. Hostel jak hostel, całkiem ok. Co do kiepskiego standardu, to nie znajduje się nawet blisko miejsc, w jakich spałam w Indiach.

Hanoi jest stolicą Wietnamu. Nie ma tu zbyt wielu ciekawych miejsc do obejrzenia. Ogólnie miasto jest ładne. Jest tu kilka jezior, park Lenina i Mauzoleum Ho Chi Minha, które postanawiam odwiedzić. Jest otwarte tylko rano, a rano okazuje się, że to jeden z dwóch dni, kiedy Mauzoleum jest zamknięte 🙂 Zresztą mam wątpliwości co do pokazywania zwłok w ogóle, a zwłaszcza ludzi, którzy umarli wiele lat temu. On zmarł w 1969 roku. W przewodniku czytam, że jego ciało każdego roku spędza 3 miesiące w Rosji, na konserwacjach.

Spaceruję wokół jeziora. Wszędzie pełno młodych ludzi rozmawiających z cudzoziemcami. Sama też gadam z paroma osobami. Oni w ten sposób ćwiczą angielski. Super pomysł. Paru osobom też odmawiam, bo odpowiadanie na ciągle te same pytania, typu jaki jest twój ulubiony zespół, albo piosenka jest trochę męczące. Gdy siadam nad jeziorem by sobie odpocząć przysiadają się do mnie dwie małe dziewczynki. One też chcą rozmawiać po angielsku. Starsza, lat 9 pyta czy mam chłopaka. Zadaję jej to samo pytanie, ale odpowiada, że nie ma. Wskazuje na 7 letnią kuzynkę i mówi, że tamta jest za młoda na chłopaków 🙂 Młodsza mnie pyta o ulubiony przedmiot. Dopytuję, czy chodzi jej o szkołę. Nawet studia skończyłam już dawno temu, nie wspominając o szkołach. Oszczędzam im wyznania, że szkoły nie lubiłam. Ani jednej, ani drugiej. Czasem ludzie mówią, że chętnie znów byliby w podstawówce. Za nic nie chciałabym wrócić do szkolnej ławki 🙂

Wieczorem rozmawiam z dwoma chłopakami z Chin. Jeden wskazuje na łóżko za mną i mówi, że śpi tam chłopak z Polski. Łóżko, cóż po prostu barłóg. Wszystko rozwalone. Na podłodze śmieci. Kiedy koło północy chcemy gasić światło wchodzi ON. Oczka trochę mętne, oblicze z dziwnym wyrazem twarzy. Jest niezadowolony, że chcemy wyłączyć światło, bo on się chciał teraz pakować. Zagaduję go i okazuje się, że on też jest z Warszawy. Pyta z której część jestem i stwierdza, że to nie jest prawdziwa Warszawa. Dodaje, że jego dziadkowie są pochowani na cmentarzu Bródnowskim. Uśmiecham się, bo to śmieszne. Ja jestem z przedmieść. Lasy i łąki dookoła. Kiedy byłam dzieckiem kilka ulic dalej ktoś siał żyto i pszenicę. Teraz stoją już tam damy. Warszawa Warszawą, ale chyba dość późno uświadomiłam sobie, że to największe miasto w Polsce. Moja Ciocia, która mieszka w Centrum zabierała mnie czasem na weekend do siebie. Z jej chyba 12 tego piętra zafascynowana patrzyłam na podświetlone miasto nocą, Pałac Kultury, przejeżdząjące samochody. Jej mieszkanie oprócz tego miało jeszcze jeden luksus dla dziecka z nieskanalizowanej części miasta – wannę z wodą bez limitu w tamtych czasach. U nas wciąż królują szamba. Ale uwaga, wodę miejską podłączą chyba już w tym roku:)

No więc z prawdziwym Warszawiakiem rozmowa się średnio klei. On pokazuje mi bambusową rurkę z ustnikiem z boku i małą torebkę trawki i zdegustowany mówi, że za to grozi w Wietnamie 20 lat więzienie. Nie wiem czy to prawda. W ciągu ostatniego roku byłam w kilku krajach, gdzie na lotnisku podróżnych wita napis, że za narkotyki grozi kara śmierci. Jak komuś to nie pasuje, zawsze można pojechać gdzie indziej.

Rano przy śniadaniu widzę jedną dziewczynę całą pogryzioną, najprawdopodobniej przez pluskwy. Wygląda to okropnie. Ona ma chyba jakąś reakcję alergiczną, bo kiedy mnie pogryzły, przez kilka tygodni myślałam, że to po prostu wysypka.

Plecaki zostawiam w pokoju, choć powinnam je znieść do recepcji, bo wieczorem wyjeżdżam. Ktoś mówi, że lepiej ich nie znosić bo może przy recepcji też są pluskwy. Spaceruję po mieści. Piję zieloną herbatę w ulicznej herbaciarni i czytam książkę. Wszelkiego rodzaju świątyń mam dość na jakiś czas. Obserwuję ludzi i robię zdjęcia.

Gdy wracam do pokoju, gdzie zostawiłam bagaże, wszystkie materace są powywracane. Wszystkie osoby zostały gdzieś indziej przeniesione. Moje plecaki są mokre. Wściekam się. W recepcji tłumaczą, że spryskiwali czymś materace, żeby pozbyć się pluskiew. Pogryziona dziewczyna na pewno nie nocowała w moim pokoju, no ale robactwo może się rozleźć. Pytam czy to są jakieś chemikalia czym zmoczyli mi plecaki. Oni twierdzą, że woda. Nie wierzę w to, bo pluskiew nie jest łatwo się pozbyć i woda ich nie wypłoszy na pewno. Pozostaje mi nadzieja, że cokolwiek to było nie zatruję się tym.

Obiad jem w ulicznej restauracji, tej samej co poprzedniego wieczora. A trafiam tam w ten sam sposób jaki i do hostelu – błądząc wąskimi uliczkami 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s