Z Tam Coc wyjeżdżam przed siódmą rano. Gy jem śniadanie tuż po szóstej to widzę, że ktoś zaczął już pracę na polu mimo że nie jest jeszcze całkiem widno. Tak pewnie wygląda życie na wsi. Mnie los nie obdarzył luksusem rodziny na wsi. Recepcjonista odwozi mnie na autobus i po drodze widzę bazarek z warzywami, rozłożony na jednej z ulic. Do Ha Long City dojeżdżam przed południem. Kierowca jedzie agresywnie, spychając kogo się da z jezdni. Na autostradzie widzę faceta na skuterze przewożącego wielki, kwitnący na różowo krzew. W hostelu pytam o bilety na łódź po zatoce. Dziewczyna podaję wysoką cenę mówiąc, że to tanio. Lubię jak inni mówią mi co jest tanie. W małym biurze turystycznym cena jest sporo niższa i kupuję bilet. Mam zamiar rano wyjechać z tego miasta.
Kupuję bilet na tyle późno, że bus dowożący ludzi do portu już mnie nie odbierze. Dziewczyna z biura mówi, że zawiezie mnie jej kolega. Szybko wkładam kask, nie mam czasu wrzucić kurtki do plecaka i ruszamy. Skuter nie ma podpórek na nogi dla pasażera. Chłopak jedzie jak wariat i trochę się boję. Pęd powietrza zsuwa mi kask, ze zbyt długim paskiem na tył głowy. Trzymam się tylko jedną ręką, bo w drugiej mam kurtkę. Od czasu do czasu jednak poprawiam podduszający mnie kask, starając się nie spaść ze skutera. Gdy o mało nie wpadamy pod ciężarówkę on mnie poucza, że w mieście trzeba ostrożnie jeździć. Tylko, że to nie ja prowadzę. Docieramy do portu i krążymy w poszukiwaniu mojej łodzi. Długo to trwa, wiele łodzi w tym czasie odpływa. Gdy już dochodzę do wniosku, że nic się takiego nie stanie jeśli popłynę następnego dnia, on mówi, że moja łódź jeszcze nie przypłynęła. Na przystani pan o brązowych zębach mówi, że jestem bardzo piękna. Takie sytuacje najczęściej się dzieją kiedy wyglądam nie w formie:)
Zatoka z wystającymi z niej skałami jest piękna. Tydzień spędzony na wsi wśród tych skał sprawia, że nie zachwycam się aż tak bardzo. Pogoda też nie jest najlepsza, słaba widoczność, gęste chmury, od czasu do czasu kropi i wieje zimny wiatr. W cenie biletu było także odwiedzenie jednej z jaskiń.
Przy stole siedzę z dwoma Wietnamczykami i dwoma Chińczykami. Na Chińczykach wypróbowuje mój bardzo ubogi chiński i próbuję wytłumaczyć co widziałam w Chinach. Oni w ogóle nie mówią po angielsku. Jeden z Wietnamczyków mówi po chińsku i jest ich przewodnikiem. Drugi Wietnamczyk mówi trochę po angielsku i tak sobie rozmawiamy, że każdy coś komuś próbuje przetłumaczyć. Gdy pytają skąd jestem, rysuję mapę 🙂
Gdy rejs się kończy, minibus rozwozi wszystkich do hoteli. Oglądam przez okno miasto. Wygląda trochę jak Las Vegas (choć nigdy tam nie byłam). Wielkie, luksusowe hotele, drzewa podświetlone światłowodami. W hostelu pytam o bilet do Hanoi i znów cena jest sporo wyższa niż w biurze obok, także nie daję im zarobić na sobie ani donga. Wieczorem pada, więc czas spędzam z ludźmi z hostelu.
Ha Long Bay to zatoka na morzu Południowochińskim w północnej części Wietnamu. Ma powierzchnię 1500 km2. W zatoce jest około 1900 skalistych wysp, z czego większość ma formę wapiennych słupów, wyłaniających się wysoko powyżej powierzchni wody. Ha Long Bay jest na liście Światowego Dziedzictwa Unesco.