Szanghaj to największe miasto w Chinach. Mieszkają tu ponad 24 miliony ludzi. Docieram tu z Hanghzou szybką koleją, bardzo wygodnie. W Shanghaju mieszkam w dzielnicy Pudong. Wszędzie nowoczesne wieżowca. Trochę starej, niskiej zabudowy.
Szajghaj przecięty jest rzeką Huangpu. Nie ma tu jednak pieszych mostów. Są nieliczne mosty dla zmotoryzowanych, albo metro pod dnem. Dniem i nocą rzeką płyną barki towarowe.
Szanghaj leży u ujścia rzeki Jangcy do morza Wschodniochińskiego. Jest tu kilkaset wieżowców. Niektóre o imponujących kształtach. Jednak mi najbardziej podobają się stare części miasta. Spaceruję niedaleko ogrodów Yuyuan. Bardzo dużo ludzi, w końcu nie wchodzę do środka, a potem trochę żałuję tego. W tej okolicy są i piękne duże, stare tradycyjne budynki i małe, stare tradycyjne domki, przerobione na sklepy. Ulica Nanjing – częściowo tylko dla pieszych, raj dla zakupoholików.
Przez przypadek trafiam na jakieś dziwnie wyglądające zgromadzenie w parku na People’s Square. Dużo ludzi ma rozłożone na chodniku parasole z przypiętymi zalaminowanymi kartkami. Wszystko oczywiście po chińsku, ale widzę, że jest na nich wiek, wzrost, numer telefonu, na niektórych zdjęcia. Wszyscy wokół mają grobowe miny. Jakaś kobieta krzyczy na inną, która robiła zdjęcia. Myślę, że to może zaginieni, których rodziny poszukują. Zagaduję jakąś młodą dziewczynę o co chodzi. Ona słabo mówi po angielsku ale mówi, że ci ludzie są niezamężni/ nieżonaci. Te grobowe miny mi nie pasują, więc pytam czy ci ludzie nie żyją. Ona potwierdza. Myślę, może popełnili samobójstwo, bo nie mogli się ożenić. W internecie znajduję informację, że to rynek matrymonialny:) Uff, znaczy, że żyją:) Shanghai marriage market działa od 2004 roku. Rodzice próbują znaleźć tam perfect match dla swoich dzieci. Jest to próba podtrzymania starych tradycji, kiedy to rodzice decydowali o małżeństwie. Wielu rodziców nie ma zgody swoich dzieci by zamieszczać tam ogłoszenia:)
Na lotnisko wpadam w ostatniej chwili. Bo jak to często bywa wydaje mi się, że mam jeszcze mnóstwo czasu. Samolot jest prawie pusty. Nigdy nie słyszałam o tych liniach. W moim rzędzie siedzę sama. Miłym zaskoczeniem jest pudełko ze smakołykami jakie każdy pasażer dostaje w prezencie.
W powietrzu patrzę na Księżyc, a chmury wokół niego podświetlone jego światłem wyglądają jak wzory wyrysowane przez mróz na oknie.