Hangzhou nigdy nie słyszałam dopóki kilka miesięcy temu w jednym z magazynów pokładowych w samolocie nie znalazłam artykułu z listą antycznych miast, które warto odwiedzić. Hangzhou było jednym z nich i tym sposobem wskoczyło na listę miejsc w Chinach które chciałam zobaczyć. Powstało 200 lat przed naszą erą, ale próżno tu szukać antycznych pozostałości, ja w każdym razie ich nie znalazłam. Najładniejsza część miasta znajduje się wokół jeziora Zachodniego. Jest tam wiele tras spacerowych i grobli. Nad samym jeziorem jest Pagoda Leifeng. Odpuszczam ją sobie i idę do Pagody Liuhe, położonej nad rzeką w pięknym parku pełnym miniaturowych kapliczek.
Spaceruję ulicą Hefang, Jest zamknięta dla samochodów i jest tam mnóstwo starych budynków. Większość została przerobiona na sklepy.
Na ulicy zaczepia mnie jakiś facet. Po krótkiej rozmowie zaprasza mnie na coś do picia i godziny mijają nam na rozmowie. To podróżnik, który zjeździł prawie cały świat. Gadamy oczywiście o podróżach, życiu, planach i marzeniach a także wyborach które każdy dokonuje.
W Hanghzhou kilka razy zdarza się, że samochody zatrzymują się, żebym mogła przejść, co zawsze mnie lekko szokuje. W Chinach ruch jest prawostronny.
McDonald staje się wybawieniem dla mojego herbacianego uzależnienia. Wprawdzie trudno go nazwać klimatyczną herbaciarnia, ale zatapiam się w książkach i nie zwracam na nic uwagi.
Wszystkie tanie bary nie serwują nic ciepłego do picia. Kiedy dopytuję o herbatę w najlepszym razie dostaję wrzątek, cóż dobre i to 🙂
Na jednej z ulic biegnącej wokół jeziora mijam salony samochodowe wszelkich najbardziej luksusowych marek świata. Chiny to potężny rynek i szybko bogacące się społeczeństwo.