W południe dojeżdżam do jeziora Tekapo. Jest przecudne. Zostawiam plecaki w hostelu i idę na górę John. Na jej szczycie jest obserwatorium astronomiczne. Szlak wiedzie przez las. Jest cicho. Po drodze spotykam tylko kilka osób. W obserwatorium można wykupić wieczorną wycieczkę połączoną z obserwacją gwiazd. Ale to będzie musiało poczekać na następny raz. W drodze powrotnej wybieram dużo dłuższą drogę. Idę przez pastwiska z owcami. One uciekają na mój widok. Może myślą, że chcę je zjeść, albo choć obciąć im futro. Napawam się widokiem gór i jeziora. Jest piękna pogoda. Gdy siedzę na ławce zatopiona w myślach słyszę jakieś tupanie. Odwracam się i widzę zająca. To tupanie musi coś oznaczać, bo zwykle kicają bezszelestnie. Potem widzę jeszcze kilkadziesiąt zajęcy. Tylko białe ogonki śmigają 🙂
Late Tekapo to jedno z najlepszych miejsc na świecie do oglądania gwiazd. Jak jest już całkiem ciemno to wychodzę z hostelu. Mijam mini miasteczko i idę w kierunku kościoła. Nie byłam tu w ciągu dnia więc trochę błądzę w ciemnościach. W końcu podążam za światłem czyjejś latarki. Koło kościoła jest kilka osób. Dziś jest pełnia. Z jednej strony super, bo obserwuję jak księżyc wyłania się zza góry i odbija w jeziorze. Z drugiej nie najlepiej. W jego świetle wiele gwiazd jest niewidocznych. Siedzę przez dłuższą chwilę. Przypomina mi się noc sprzed ponad roku, kiedy to z dwojgiem przyjaciół byliśmy zmuszeni nocować w paprociach na zboczu góry. Wybraliśmy się na zdobycie najwyższej góry Irlandii – Carrantouhill. Dzień był piękny, słońce, ciepło. Weszliśmy na Carrantouhill, potem na Benkeeragh. Trochę się chyba przeliczyliśmy z czasem, a poza tym jakoś wolno nam się szło w dół. Zaczęło się ściemniać, wciąż ścieżka na parking widoczna była w dole, ale my mieliśmy nadal kawał drogi. Gdy całkiem się ściemniło, a my zaczęliśmy się potykać o krzaki postanowiliśmy zostać tam na noc. Była to dobra decyzja, szczególnie że na naszej trasie była skała z wielometrowym spadkiem, a bez latarki moglibyśmy tego nie zauważyć. Noc była piękna. Jako że było strasznie zimno, prawie nie spałam. Obserwowałam księżyc i gwiazdy. Kolega chrapał w najlepsze, a ja z koleżanką starałyśmy się nie zamarznąć 🙂 Tę noc okupiłam potężnym wielotygodniowym kaszlem.
No więc obserwuję przez jakiś czas gwiazdy nad jeziorem Tekapo. Robię kilka niezbyt udanych zdjęć i wracam do hostelu, gdzie już ogień pali się w kominku 🙂
Rano jeszcze raz idę w stronę kościoła. Jest mały i pięknie położony nad brzegiem jeziora, na tle gór. Niebo jest zachmurzone. Nie ma śladu po wczorajszym słońcu, ciężkie chmury przykrywają niebo.