Tego dnia jest to jedyny prom opuszczający wyspę Tioman. Nie dość, że odpłynąć powinien dopiero o 10,30, to jest jeszcze godzinę spóźniony. Kiedy docieram do Mersing około13tej, okazuje się, że pierwszy bezpośredni autobus do Kuala Lumpur jest o 22. Dzielę taksówkę w kilkoma osobami i dojeżdżamy do Kuantang tylko kilka minut przed odjazdem autobusu w KL. Docieram do miasta wczesnym wieczorem i najpierw ktoś kieruje mnie na zły dworzec autobusowy, a potem okazuje się, że i tak wszystkie autobusy do Cameron Highlands już odjechały. Jestem zmęczona i zła po całym dniu w podróży, kiedy to i tak nie udało mi się dojechać tam gdzie chciałam. Jednak widok podświetlonych Petronas Towers, które mignęły mi w czasie jazdy miejskim pociągiem zachwyca mnie na tyle, że schodzi ze mnie złość. Jadę do Chinatown i wybieram pierwszy napotkany hostel. Miły recepcjonista daje mi zadzwonić do hostelu, który zarezerwowałam w górach. Zwykle nic nie rezerwuję, ale koleżanka mi powiedziała, ze sama musiała wynająć pokój w hotelu, bo wszystkie miejsca hostelowe były zajęte.
Jest już na tyle późno, że idę tylko zjeść obiad i wskakuję do łóżka.
Rano wsiadam w autobus i już koło południa jestem w Tanah Rata. Jest to małe miasteczko w Cameron Highlands położone na wysokości 1440 metrów npm. Miasteczko mało urocze ale tu zaczyna się wiele szlaków treakingowych.
Ja zdecydowałam się na całodzienna zorganizowaną wycieczkę. Najpierw treaking po dżungli w poszukiwaniu kwiatu Rafflesia. Jest to dziwny, niezbyt piękny kwiat, który żyje tylko 7 dni. Wygląda jakby był zrobiony z plastiku. Dużo much się koło niego kręci:)
Przechodząc po śliskich kamieniach w strumieniu poślizgnęłam się i obiema nogami wylądowałam w wodzie. Resztę dnia spędziłam w totalnie przemoczonych butach 🙂
Potem odwiedziliśmy plantacje herbaty. W Malezji zbieranie liści odbywa się maszynowo. Praca zbieracza herbaty jest ciężka i marnie płatna i nikt tu już nie chce tego robić. W tym regionie jest wiele osób pochodzenia indyjskiego. Ich rodzice lub dziadkowie przyjechali z Indii, żeby pracować na plantacjach.
Na koniec odwiedziliśmy Mossy Forest – las obrośnięty mchem. Piękne i urokliwe miejsce.
Bonusem wycieczki było poznanie fajnych ludzi, z którymi wybrałam się na obiad.