Kandy to największe miasto w górskim stanie Hill Country na Sri Lance. Jest otoczone wzgórzami, a w środku miasta znajduje się sztuczne jezioro stworzone na początku XIX wieku. Na brzegach jeziora żyje mnóstwo gatunków niesamowitych i pięknych ptaków. W wodzie oprócz ryb wiedziałam 2 wielkie jaszczury – warany paskowate/leśne (water monitor) i żółwie. Jest to niesamowite ponieważ jezioro jest otoczone ulicami, a szczególnie z jednej strony jeziora wiedzie bardzo popularna ruchliwa droga. Zwierzęta widocznie są przyzwyczajone do ciągłej obecności samochodów i autobusów. Na drzewach wzdłuż jeziora nocuje mnóstwo dużych nietoperzy.
W Kandy jest ważna buddyjska świątynia z zębem Buddy. Samego zęba nie można jednak oglądać.
W parku królewskim, małym i urokliwym miejscu byłam jedyną single person. Wokół mnie same młodziutkie pary schowane pod parasolkami 🙂
W autobusie do Kandy poznałam bardzo miła miejscową dziewczynę, która zaprosiła mnie następnego dnia do domu na herbatę. Skorzystałam z okazji bo świetnie nam się gadało, a poza tym po raz pierwszy zostałam zaproszona do prywatnego domu. Bardzo miła rodzina. Babcia pochodzi z Tamil Nadu i przyjechała na Sri Lanke po ślubie. W pobliskiej hinduskiej świątyni objaśnili mi część panteonu bogów.
Gdy wracałam wieczorem około 19 do hostelu podjechał do mnie facet na motorze i klepnął mnie w tyłek. Wyczekał chyba moment kiedy z żadnej strony nic ulicą nie jechało. Nie widziałam go, więc to klepnięcie mnie w pierwszej chwili wystraszyło a on zdążył odjechać. W hostelu okazało się że 2 tygodnie wcześniej to samo stało się innej białej dziewczynie. Było to w ciągu dni spisała jego numery i złożyła skargę na policji. Ne wiem czy policja cokolwiek z tym później zrobiła. Takich śmieci napastujących kobiety stawiałabym pod pręgierzem.