Bangalore lub Bengaluru (jak od 2006 roku brzmi oficjalna nazwa miasta) jest stolica stanu Karnataka.
Pierwsze wrażenie: głośne, brudne i śmierdzące (ale to może być wpływ ostatnich dni spędzonych na wsi) a miejscami zaskakująco ładne miasto.
Koleżanka (która nie była w USA) twierdziła, że Bangalore wygląda jak New York. Ja też nie byłam, ale zupełnie mi to nie wygląda na NY. Chyba, że jakieś części miasta, których nie widziałam.
Nie ma do zaoferowania zbyt wielu turystycznych atrakcji. To co mi się tu podoba, to że jest sporo parków.
Lalbagh Botanical Gardens jest dobrze utrzymany, podzielony na różne sekcje. Można oglądać różne gatunki drzew, w tym baobab, który widziałam po raz pierwszy.
Jest też piniowe drzewo zasadzone przez królową Elżbietę II podczas jej pobytu w roku 1961.
Cubbon Park rozciągający się na 120 hektarach jest połóżony w biznesowej części miasta. W parku znajduje się biblioteka, na obrzeżach także sąd i budynek parlamentu.
Bengaluru Palace jest warty obejżenia. Jest to dawna rezydencja lokalnych maharadżdżów. Pięknię utrzymany, otoczony ogrodzami, stosunkowo niedawno był jeszcze użytkowany przez właścicieli. Jest w nim sporo pamiątkowych zdjęć ukazujących członków rodziny i różne uroczystości odbywające się w pałacu.
Tipu Sultan’s Palace jest znacznie mniejszy i położony w ruchliwej części miasta. Ma także mały frontowy ogród.
Jama Masjid jest to piękny, biały meczet. Jest piękny z zewnątrz, w srodku jak większość meczetów – nic specjalnego. Co mnie zaskoczyło, nie ma części dla kobiet, a przynajjmniej taką informację uzyskałam.
Ja zatrzymałam się w części miasta niedaleko głównego dworca autobusowego. Jest to bazar tekstylny. Jest dużo szwalni i sklepów z maszynami do szycia. Ciągle się tu gubię.