Droga z Dublina do Burtonport zajmuje 4 godziny. Gdy autostrada się kończy zaczynają się lokalne kręte drogi. Burtonport to mała wioska rybacka, stąd odpływają promy na wyspę Arranmore, gdzie wybieram się na weekend w towarzystwie koleżanki. Wyjazd wygrałam w loterii 🙂 Zostawiamy samochód na mini parkingu. Bilety promowe już na nas czekają w budce pełniącej rolę ticket office.
Podróż promem trwa około pół godziny. Mijamy malutkie wysepki, na kilku z nich są domy. Jakby to było żyć na wysepce gdzie jest tylko kilka domów i trzeba dysponować własną łódką by zrobić zaopatrzenie?
Arranmore to największa zamieszkała wyspa w Hrabstwie Donegal. Mieszka tu na stałe około 500 osób. Latem jest to popularne miejsce na językowe obozy młodzieżowe – językiem obowiązującym jest irlandzki.
Na brzegu czeka na nas przewodnik i fundator weekendu. Hostel, w którym się zatrzymujemy jest fajny, klimatyczny i położony przy samej plaży. Oprócz nas jest tu spora grupa dziewczyn, które przyjechały tu na weekend panieński – Orla wybrała się w ostatni rejs przez zaślubinami:)
Wyspa jest piękna. Pustkowia i dzikość, wysokie klify i bezdroża. W pobliżu portu są tu 2 albo 3 bary, po ich zamknięciu imprezowicze przenoszą się do klubu nocnego otwieranego w weekendy. Przy tak niewielkiej liczbie ludności wieści podróżują z prędkością światła, np. kto po pijaku podziurawił sobie karoserię w samochodzie.
W barze muzyka na żywo i tańce, no i sama trochę popłynęłam pierwszego wieczoru. Do tego stopnia, ze na plaży zgubiłam skarpetkę, co mnie zdenerwowało, bo zwykle nic nie gubię, no i szczególnie z powodu zaśmiecania plaży i morza.
W miejscowej knajpie zamawiamy obiad, ja jestem weganka, koleżanka ma różne nietolerancje pokarmowe. Nasz przewodnik słucha z zatroskana miną, czegoś takiego to miejscowi tu nie widzieli 🙂
W czasie dwóch dni spędzonych na wyspie odbywamy kilka przejażdżek do dzikich zakątków, zaglądamy do latarni morskiej na wysokim klifie, ukrytymi schodami schodzimy do zatoczki, odwiedzamy dom hobbita na wzgórzu, no i przede wszystkim podziwiamy widoki. Koleżanka w towarzystwie lokalsów schodzi po stromych skałach do ukrytej, dzikiej plaży, a ja siedzę na klifie i napawam się aurą tego miejsca.
W drodze powrotnej jedziemy do jednej z nowszych atrakcji Irlandii Północnej – Stairways to Heaven – Schody do Nieba. Drewniane kładki i schody zostały zbudowane w 2015 roku by chronić tereny i bagna otaczające górę Cuilcagh. Trasa jest cudna, widoki piękne. Szczyt o wysokości 666 metrów jest świetnym punktem widokowym. Warto tu przyjechać, choć ścieżka, która miała chronić naturę przyciąga rocznie wielokrotnie więcej turystów niż te strony kiedykolwiek widziały. Stwarza to problemy parkingowe i śmieciowe.
A jak wygrać weekend na wyspie? Kupić los i mieć trochę szczęścia;)