Beast from the East

Asb4KmAIhBwfhwKsCX

Ofsa9NVIGaWIbJuBWX

4xdFc5jqlYEWzyLNbX

FKsQoWaWr1Z23LNOeX

f3Py0RR7weIGOdeCGX

AJHmhOez1oKtSgAK8X

jSNJioJBufSgfJfoAX

3lITYPrxzVVb302E9X

z2wB3cubRQFHQuYRNX

WNkBvbH11NvNGeBG5X

24TIHqCLJRAYglbGSX

kbFrLjhAaRaPDXqMvX

wlheuFl6lBzbb19pkX

cOxUda2mzqj9bXvueX

cfbcUyLDUpKb0N9GbX

GqxZX23b4OJhs6rtjX

aLvK8CLqL4e1lDU3hX

nOzgmr98yXzIGb1iGX

a6crAws0s3wBnLDAXX

ETIyUNig8ki8LIW58X

TgYxs7uw43TuHoNMvX

t1oQfyPdBp86Kxa27X

MmciFAJ9tj9aC6BzGX

E8dvX5484lyUPqm5cX

maGhHIRTdvayvz55DX

dWReunl4S1F7aIIKYX

dXPyIXoYjZHvmCAJ9X

fUerdrWfagaqR40t0X

FtvhpdRtdsbuQvzOzX

H3CI1xoCUMXiljuavX

Axq0qFuxNiiKfyaDKX

R7ksUYapPr9Gja4TjX

Huragan Emma jest dla Irlandii jak armagedon. Starcie natury z człowiekiem, w której człowiek zostaje pokonany. Został okrzyknięty bestią ze wschodu. Gdy od kilku dni nadają komunikaty o nadchodzącym sztormie i w internecie pojawiają się zdjęcia pustych półek zaglądam do Tesco licząc, że zobaczę jak to wyglądało w PRL. Sklep, ku mojemu rozczarowanie jest bardzo dobrze zaopatrzony. Nie biorę zbyt serio tych ostrzeżeń, zresztą w czwartek (1 marca) mam jechać do Lizbony i na tym się koncentruję. W środę świat jest przysypany śniegiem. Oznacza to paraliż kraju, nieodśnieżone drogi i chodniki. Do pracy nie dociera połowa osób. Większość lotów zostaje odwołana, ale ja twardo wierzę, że mój, następnego dnia, nie będzie. Z biegiem dnia powoli tracę nadzieję. Wieczorem bardzo wieje. Ryanair wysyła mi mail, że mogę zmienić termin lotu, co w pierwszej chwili biorę za odwołanie. Zanim idę spać zastanawiam się czy jednak się spakować i jechać na lotnisko. Na tym etapie liczę, że ten lot w końcu skasują. Autobus dowożący na lotnisko z powodu pogody nie dojeżdża do mojej miejscowości, tylko do sąsiedniej. Musiałabym zamówić taksówkę, o ile by mi się to udało i liczyć, że autobus jednak dojedzie. No i gdyby lot mimo wszystko został odwołany miałabym problem by wrócić do domu, bo komunikacja miejska w większości już nie jeździła. Zupełnie nie w moim stylu w przypadku podróży, poddaję się. Budzę się z nadzieją, że samolot nie odleciał, ale okazuje się, że wprawdzie sporo opóźniony, ale jednak wystartował. Lot w większości sfinansować miał Ryanair, bo za inny skasowany lot dostałam od nich voucher na przeprosiny. Hostel udaje mi się skasować, ale i tak jest mi smutno, bo naprawdę potrzebuję przerwy. W zamian wakacji w Lizbonie, idę do pracy. Dotarła tylko garstka osób. Zamykamy biuro w czasie lunchu i mamy wrócić dopiero w poniedziałek. Mam więc 3,5 dnia wolnego, mała rekompensata. Zostaje ogłoszony czerwony alarm co oznacza, że ludzie mają zostać w domach. Wieczorem tak wieje, że przez chwilę nie mogę otworzyć okna. Rano jest mnóstwo nowego śniegu. Idę na długi spacer. Po drodze widzę mnóstwo bałwanów. Jeden szczególnie duży stoi na ulicy. Sklepy pozamykane, co wywołuje panikę w internecie. Pojawiają się memy, że ktoś chce sprzedać chleb za 1500e i nawet daje do tego mleko gratis. Na adverts (platformie sprzedażowej) ktoś wystawia kromkę chleba za 500e.

Widzę ludzi odśnieżających grabiami, a nawet szpadlem, ale to już wyższa technika. Najlepszymi butami na śnieg i mróz okazują się kalosze. W razie braku kaloszy, można założyć torby foliowe na buty. Sąsiedzi urządzają bitwę na śnieżki. Ktoś w ogródku zbudował igloo. Świat przysypany śniegiem wygląda przepięknie.

Na morzu wysokie fale. Bardzo wieje. Nocny sztorm musiał być bardzo gwałtowny. Plaża w Bray jest wysypana kamieniami. Zostały one tu zwiezione kilkadziesiąt lat temu by ochronić brzeg. Nadmorska promenada spacerowa miejscami jest całkowicie przykryta kamieniami, które wyrzuciło morze, normalnie oddalone o kilkadziesiąt metrów. Woda w porcie jest wyższa o kilka metrów, a fale z furią rozbryzgują się o wejście do niego.

Ku mojemu zdziwieniu jeden pub jest otwarty. Wchodzę by się trochę ogrzać. Wracając do domu widzę, że sklep monopolowy jest otwarty. Ludzie wychodzą z siatami puszek i butelek. W Irlandii jest duży problem z alkoholizmem. Przed małym sklepem spożywczym kolejka przed wejściem. Chyba jak w PRL, tylko krótsza 🙂

W najgorszej dzielnicy Dublina wejście do Lidla zostało rozwalone koparką a sklep został splądrowany przez miejscową hołotę. Na nagraniu widać najpierw atak koparkowy, a potem zamaskowani bandyci uciekają ze skradzionymi towarami. Wojsko zostało wezwane. Policja nie miała jak dojechać, czy co? Jakby tego było mało, w nocy spłonęło 25 samochodów, w tej samej dzielnicy zresztą.

A dziś nadal morze niespokojne, za to sklepy już otwarte. Wracając ze spaceru zaglądam do Tesco i nie zawodzę się:) Warzywa, owoce, chleb, mleko i mięso wymiecione. Nawet papieru toaletowego nie ma:) Komunikacja publiczna, zaczęła jeździć, ale tylko w niektórych miejscach.

Na to że mniejsze uliczki, lub chodniki będą odśnieżone nie ma co liczyć. Trzeba czekać aż się śnieg rozpuści.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s