Dublin, Ireland

cDKY8HcULbNwmyPOKX

x2zLwyjlfeeBu6AUFX

VwvuXbLHPOWARly9bX

Wf5QQLwSHafKVefgsX

JV6ahxkm7gG16xXvsX

n6jZU5n2J6uftPzxCX

ap9x9pU9fZTWcuGrjX

hHmK3mo4KwjTdC5rtX

wFA59tbcJUzyq3k7kX

AY3MwHAmptcv4ox5FX

bceoOVQtVPjL42Pf6X

0hHczXOQK8w3gaiUkX

8tU9TrxgohD2s2TdOX

jGqxasmMpyImDOaDsX

CdtHyphfKbbf35tseX

PaIRbYUjBObouwWxEX

MOFLynNAcJEPo5GX7X

pF0L9WLxVHbljpWIFX

wDTpctYovEQKE3dEvX

3nxCa2Y1pb91COYmGX

pOZVqIGtqB8YaylrVX

trkFiEReXzUHpHQfsX

2z3VaszN2shnokSTKX

aFKM9ul3rAavvRkq9X

j43QqVkdhWFbW2hjLX

yBao0hQ0iUarXrOWLX

xDKbgNmTb7hVcKlEmX

B8WBrdwKFW4J95gTSX

6w4XhgLojzQcLNbChX

XZZp1emV1CtEqBLaJX

Xdl11XlbjI5EkTDomX

Yo74JbSWPb6WEWTR4X

LouDo23TbMYWq5uIsX

bRHBAG892asA1QBpCX

E5Z5ztGnuT3WSYk8TX

rBMTdHpjWxsHaSL70X

nhfPle9Ccfs8KooKBX

ZJLkjSutteEHdNNn2X

yNaK92y0tSqJazASjX

PIcMEF0RLaXSFV64TX

ps1xUB00aYk07KDQTX

lgfxgMWntXooKiEyyX

W Dublinie ląduję wczesnym popołudniem. Jest koniec września. Pogoda ok. Na lotnisku czeka na mnie koleżanka, która była tak dobra, że postanowiła mnie przygarnąć zanim się jakoś urządzę. Tego samego wieczora kurier przywozi moją paczkę. Ta edycja pobytu w Irlandii ma być minimalistyczna. Kierowca robi chamską uwagę na temat oddzielania ziarna od plew, gdy widzi, ze w portfelu mam złotówki i euro.

Następnego dnia wysyłam jedno cv i telefon mój dzwoni co chwilę. Agencja rekrutacyjna organizuje mi interview w dwóch bardzo dobrych firmach. Obie opcje będę oznaczać przeprowadzkę poza Dublin, by nie tracić czasu na dojazdy.

Kolejny tydzień jestem zajęta, bo każdego dnia mam rozmowę albo u potencjalnych pracodawców, albo w firmie rekrutacyjnej. Obie firmy zapraszają mnie na drugą rozmowę i obie potem chcą zaproponować mi pracę. Obie wydają się być świetne, a ja postanawiam kierować się swoimi przeczuciami i wybieram tę w małym, nadmorskim miasteczku niedaleko Dublina. Przy okazji jednej z rozmów oglądam pokój do wynajęcia, tylko 10 minut na piechotę od pracy. Nie wiem czy to świetny humor po świetnej rozmowie kwalifikacyjnej i obłędny zachód słońca, ale najwyraźniej niezbyt dokładnie przyglądam się domowi, w którym decyduję się zamieszkać. Pracę mam rozpocząć za tydzień, więc czas spędzam na łażeniu po mieście i oglądaniu dwa razy z rzędu Bridget Jones.

Po raz kolejny przekonuję się o nadzwyczajnie przyjaznym usposobieniu Irlandczyków. Gdy kierowca autobusu życzy mi powodzenia na rozmowie o pracę, gdy ktoś nadkłada drogi by zaprowadzić mnie w miejsce, którego szukam, wreszcie gdy zatrzymany na ulicy facet pędzi przez business park, by znaleźć firmę, gdzie za kilka minut mam spotkanie.

Przy pierwszej wizycie w sklepie widzę początek świątecznego szaleństwa (choć to dopiero koniec września). Zdarzało mi się widywać świąteczne gadżety już w sierpniu.

W wieczornym autobusie Polka drze się do telefonu, klnie jak szewc i komentuje mentalność Polaków per ”oni”.

Koleżanka pracująca dla bardzo znanej amerykańskiej firmy, z powodu przestojów w projektach, w godzinach pracy zajmuje się zbieraniem jeżyn z krzaków wokół biura. Wieczorami robi z nich dżemy.

Realizuję plan sprzed kilku lat i razem z inną koleżanką kupujemy bilety na viking splash tour – przejazd żółtą amfibią po mieście i pływanie po Grand Canal. To w czasie tej wycieczki dowiaduję się że miasto, w którym spędziłam tyle lat ma podziemną rzekę – Poodle, wpadającą do głównej rzeki Liffey.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s