Przed tym wyjazdem chyba nic specjalnego nie kupiłam, poza 2 parami butów. Sandały rozpadły się po jakichś 5 miesiącach codziennego używania, a buty ”trekkingowe” wciąż mam, ale nie są raczej wysokiej klasy;)
Poniżej subiektywna lista praktycznych rzeczy i decyzji do podjęcia przed wyjazdem.
-
Ręcznik. Tradycyjny bawełniany raczej się nie sprawdzi, bo trudno go będzie prać w ręku. Ze specjalnych turystycznych zrezygnowałam, bo mimo że są lekkie, to ze względu na skład, czyli sztuczności ich nie chciałam. Dawno temu przeczytałam o używaniu pieluch tetrowych do tego celu. Wypróbowałam ten sposób w Indiach trzy lata temu i się sprawdził. Pieluchy są tanie, lekkie i dość małe. Łatwo je uprać w ręku, nawet jeśli jest to pranie pod bieżącą wodą, a nie w misce/wiadrze. No i jak się zniszczy nie szkoda wyrzucić 🙂
-
W zależności jak kto znosi upały wachlarz może być przydatny. W moim przypadku – prezent z Hiszpanii w końcu się przydał 🙂
-
Kłódki. Ja miałam dwie. Jedną sporą, do zamykania drzwi lub szafek, mniejszą z metalowym drutem do zamykania szafek lub przypinania plecaka w pociągu (to w Indiach)
-
Szeroka taśma klejąca, nie pamiętam już nawet dlaczego wylądowała w moim plecaku, przydała się do zaklejania dziur w przeciwdeszczowym pokrowcu na plecaka.
-
Igły i nić – czy tylko moje ubrania ciągle się drą???
-
Sznurek (ja miałam powiązane ze sobą sznurówki) do wieszania prania. Miałam też 2 spinacze, przydały się do małych części garderoby.
-
Szczepienia. Większość jest dobrowolna, choć trzeba pamiętać, że niektóre kraje mogą nie wpuścić gdy wcześniej przebywało się w strefie zagrożenia jakąś chorobą.
-
Środki na malarię. Kwestia do przemyślenia. Kiedyś brałam Malarone i miałam straszne koszmary. Generalnie te leki mają dużo skutków ubocznych. A przy długich okresach przebywania w strefach malarycznych ich skuteczność jest wątpliwa. W czasie tej podróży nic przeciw malarycznego nie brałam. Sprejami przeciw komarom też nie lubię się pryskać, także używałam tego sporadycznie.
-
Leki. Jakieś podstawowe, coś na gorączkę, przeciwbólowego, warto mieć saszetki z mikroelementami (w czasie upałów czasem taki roztwór piłam). Z apteczki lepiej wyrzucić Aspirynę – w strefach panowania dengi, branie jej można w skrajnych przypadkach przypłacić życiem.
-
Ubrania, najlepiej z naturalnych włókien, dostosowane do klimatu w jakim nam przyjdzie przebywać. Nie miałam ze sobą zimowej kurtki i ciepłych spodni. Gdy byłam w rejonach, gdzie była zima ubierałam się na cebulkę. Raczej nie polecam zabierania czegoś szczególnie ulubionego – duża szansa, że nie przetrwa podróży.
-
Pieniądze – ogólnie. Dobrze mieć schowaną jakąś awaryjną kwotę na czarną godzinę. Zawsze pieniądze wypłacałam z bankomatów. Często oprócz opłaty jaką mój bank pobierał jako prowizję, bank miejscowy dorzucał swoją – czasem nawet około 5 euro od wypłaty. Dodatkowo w niektórych krajach są limity i np. nie można wypłacić jednorazowo więcej niż około 120 euro. Czasem trzeba próbować wielu bankomatów zanim uda się znaleźć taki, który obsługuje zagraniczne karty. I nie ma tu reguły, np. inny cudzoziemiec będzie mógł skorzystać z bankomatu, który odrzucił mają transakcję. Np w Chinach chyba tylko jeden bank współpracował z moją kartą. Należy też zgłosić w swoim banku podróż i jej przewidywany czas by nie mieć nieprzyjemnej niespodzianki w postaci zablokowanej karty.
-
Warto podróżować nocą. Zaoszczędza się opłatę za nocleg i nie traci czasu w dzień. Choć czasem po takiej nocy to się jest bardzo zmęczonym 🙂
-
Wizy. Coraz więcej dostępnych na granicy. Tę kwestię na pewno warto sprawdzić wcześniej. Aplikując o wizę do danego kraju wymagania mogą się różnić w zależności w jakim kraju występujemy. W przypadku niektórych krajów (akurat w takim nie byłam) o wizę można wystąpić tylko w kraju, gdzie jest się rezydentem.
-
Jak przewozić pieniądze i dokumenty. Generalnie nie polecam mojego sposobu, bo miałam chyba szczęście, że nikt mnie nie okradł. Miałam ze sobą saszetkę zapinaną na brzuchu, ale strasznie nie lubię tego nosić i mam paranoję, że się odepnie i zgubię. Dobrze jest mieć schowaną jakąś awaryjną kwotę, np. ukrytą w głównym plecaku. Miałam też wszyte wewnętrzne kieszenie w dwie pary spodni, ale z tego też nie korzystałam. Pieniądze i paszport miałam w mniejszym plecaku i jego nie spuszczałam z oka.
-
Ufaj swojemu instynktowi (to akurat nie odnosi się tylko do podróżowania). Wszystkie (na szczęście nieliczne) nieprzyjemne sytuacje, które mi się przytrafiły, zdarzyły się gdy nie słuchałam swojego wewnętrznego głosu.