Z Kapadocji dojeżdżam do Istanbułu przed siódmą rano. W autobusie śpię, zwłaszcza nad ranem. Pan z obsługi nie pyta mnie, może przez trudności językowe, gdzie chcę wysiąść i pomimo że zatrzymujemy się przy Placu Taksim, ja dojeżdżam na dworzec autobusowy. Jakiś miły pan doprowadza mnie na przystanek miejskiego autobusu skąd jadę na Taksim Square. Jest trochę po siódmej. Plac i ulice są puste – niedziela rano. Tylko ranne ptaszki i niedobitki nocne. Na Placu jakaś dziewczyna przewraca wszystkie pachołki odgradzające część przestrzeni. Na deptaku Istikal widzę trzech dobrze ubranych, młodych facetów. Jeden z nich trzyma w ręku do połowy pełną butelkę alkoholu koloru whisky. Po chwili słyszę brzęk szkła, a butelka z impetem rozbryzguje się o nawierzchnię ulicy. Wymieniam zdegustowane spojrzenia z mijanym panem w średnim wieku. Ekipa ludzi ze służb oczyszczania miasta, która pewnie zaczęła robotę nad ranem posprząta z radością po hrabiach tego świata. Na chamstwo i bezmyślność mam zerową tolerancję. Tam oprócz ludzi -w butach, chodzą psy, koty – bez butów. Puściłabym dupków boso na przechadzkę po szkle. Po drodze mijam kilku policjantów z karabinami i micro uzi w rękach.
Hostel ten sam. Odbieram bagaż i dostaję to samo łóżko. Skład z grubsza ten sam. Amerykańska lekarka, która w Ankarze nadzoruje projekt o nauczaniu angielskiego opowiada, że wielu nauczycieli angielskiego w publicznych szkołach prawie nie zna tego języka. Gdy są wypytywani o metodologię nauczania najczęściej muszą korzystać z tłumaczenia lepiej od nich wyedukowanych uczniów. Szokujące, bo to za państwowe, niemałe pieniądze. Często w pakiecie jest też darmowe mieszkanie. Amerykanka mówi, że to nie tylko turecki problem. Podobnie jest w kilku innych azjatyckich krajach.
Znów jestem półprzytomna po dwóch nocach w autobusie. Istanbuł miał być moim debiutem na couchsurfingu. Kiedy zaczynałam tę podróż couchsurfing był tym, co chciałam spróbować. Nikt ze znanych mi osób nigdy z tej opcji nie korzystał. Pierwsza osoba, która miała doświadczenie w couchsurfingu – Amerykanka spotkana na Sri Lance, o mało nie została zgwałcona przez gospodarza, który zaoferował jej nocleg w Australii. Udało jej się uciec, bo on był pijany. Zgłosiła to na policji i facet został zatrzymany. Później wyszło na jaw, że i tak był poszukiwany, bo zgwałcił inną kobietę. Dziewczyna miała za kilka miesięcy wrócić do Australii na jego proces. Jej doświadczenie skutecznie ostudziło moje plany. Później wielokrotnie spotykałam ludzi, którzy mieli same dobre doświadczenia z couchsurfingiem. Znów postanowiłam spróbować. Stworzenie profilu zajęło mi trochę czasu. W Indiach wysłałam tylko kilka aplikacji i nie miałam szczęścia. W Dubaju wysłałam mnóstwo aplikacji i też mi się nie udało. W Istanbule jedna dziewczyna zaoferowała mi nocleg, ale potem nigdy nie odpisała na mój mail o której mam przyjechać 🙂 Mieszkała daleko od mojego hostelu i może dobrze się stało bo z jej domu raczej miałabym problem by dojechać komunikacją miejską wcześnie rano na lotnisko. Więc couchsurfing spróbuję kiedy indziej 🙂
Pływam statkiem po Bosforze. Jest pięknie. Słońce i wiatr. W wodzie dużo meduz. Widoki piękne. Na obu brzegach dużo ładnych budynków z historią. Na ulicy kupuję pieczone kasztany. Idę do pałacu Topkapi. Oglądam go tylko z zewnątrz. Bilet wydaje mi się za drogi. Park Gulhane pachnie świeżo skoszoną prawą. Tarasy, z których widać Bosfor są właśnie remontowane. Hagie Sophie też oglądam z zewnątrz. To bardzo piękny budynek, który był kościołem, potem meczetem, a teraz jest tu muzeum. Tuż obok jest Blue Mosque (Sultan Ahmed Mosque). Gdy jestem blisko bramy wejściowej przechodzący facet mówi, że meczet jest już zamknięty. W bramie zaczepia mnie kolejny facet. Meczet jest oczywiście otwarty. Jest bardzo duży. W środku piękny i cichy. Na ścianach ponad 21 tysięcy fajansowych kafli. Jest jednym z dwóch meczetów w Istanbule, które mają sześć minaretów. Na raz, w środku oraz na dziedzińcu może się jednocześnie modlić 12 tysięcy wiernych. W budynku obok jest organizowana prezentacja o Islamie. Bardzo ciekawie prowadzona przez chłopaka, który musiał tego dnia zastąpić, zwykle prowadzącego to Imama. Dostaję drzewo genealogiczne ze wszystkimi prorokami trzech religii Księgi. Gdy spaceruję obok meczetu zaczepia mnie kolejny facet. To jakaś plaga. Są wszędzie. Zaczepiają, szczerzą się, łatwo nie odpuszczają. Jeden, na zaczepki którego odwróciłam się i odeszłam, co moim zdaniem było jasnym sygnałem, że nie chcę z nim rozmawiać, biegnie za mną, wypytuje czy jestem tu sama, i czy z chłopakiem. Dopiero gdy potwierdzam odchodzi. Gdybym powiedziała, że jestem sama może uznałby, że nie, nie znaczy jednak nie. Zastanawiam się kto chciałby zawrzeć bliższą znajomość z ulicznymi natrętami. Jednak na pewno ktoś chce, bo inaczej nie traciliby czasu.
Ostatniego wieczoru rozmawiam z jednym z chłopaków, którzy zatrzymali się w hostelu. Mówi, że zdobył wysokie miejsce w pół maratonie, który odbył się w Istanbule kilka dni wcześniej. Potem nie odnajduję go jednak na liście 🙂 Opowiada, że jak mnie nie było to innych chłopak, pijany lub naćpany demolował pokój męski w hostelu, a potem próbował wleźć do dziewczyn. Menadżer musiał się z nim szarpać i ostatecznie spał pod drzwiami męskiego dorm, by mieć pewność, że tamten znów nie polezie do dziewczyn. Rano wyrzucili awanturnika, który chyba uważał, że w ramach pięciu dolców za dobę może robić rozpierduchę i spędzić noc w damskim dorm. Niby biegacz idzie ze mną na przystanek autobusowy by sprawdzić rozkład jazdy na lotnisko. Gdy wracamy widzę kobietę z dziećmi siedzącą na chodniku i żebrzącą, a kawałek dalej – drugą, też z dziećmi. Pewnie były tam też wcześniej, ale ich nie zauważyłam. Jakiś facet coś do nich krzyczy i macha ręką. Obie od razu się podnoszą. Najwyraźniej zmiana skończona. Nie chcę oceniać ludzi, którzy żebrzą. Nie jestem na szczęście w ich sytuacji, by to oceniać. Czasem daję pieniądze. Zwłaszcza starym i ułomnym ludziom. Kobiety podtykające mi dzieci (swoje lub nie) tylko mnie wkurzają. Żebrzącym dzieciom nie daję pieniędzy z zasady, by ich do tego bardziej nie motywować. Jeśli daję pieniądze, to nie myślę później czy to może jakiś oszust i naciągacz. Jeśli tak, to życie mu odpłaci. Karma wraca. Ale zorganizowaną szajkę żebrzących, o których czasem czytam – widzę po raz pierwszy. Próbują wzbudzić litość wystawiając na ulice kobiety i dzieci. A pan zarządzający biznesem jest bardzo dobrze ubrany.
Z Turcji wyjeżdżam z niedosytem. Przez noce spędzone na lotniskach i w autobusach jestem fizycznie zmęczona. Z drugiej strony i do Kapadocji i do Istanbułu na pewno chcę wrócić. Wtedy odwiedzę miejsca, na które teraz nie starczyło mi energii.
Turcja to mój ostatni przystanek. Wracam do Polski. Przynajmniej na trochę, bo od lat zawodowo związana jestem z Irlandią. Natłok myśli. Powrót. O tym czasem rozmawiałam z poznanymi po drodze ludźmi. Każdy był w trasie – swojej własnej. Jedni tydzień lub dwa, inni długie miesiące. Gdy byłam w Indiach kolega poznany w Kambodży pytał czy jestem już w domu. Wtedy miałam przed sobą ostatni miesiąc podróży. On zdziwił się, bo kilka miesięcy temu mówiłam mu, że już powoli wracam. Bo tak tez było 🙂 Z perspektywy tej długiej podróży ostatnie trzy miesiące były powolnym powrotem. Kiedy to strefy czasowe zbliżały się do polskiej, a odległość w kilometrach malała. Jak to będzie wrócić, jak to mi niektórzy mówili – do rzeczywistości? Choć ta podróż jest jak najbardziej rzeczywista.