Wszystkie drogi prowadzą do Bangkoku 2

5tGnkCGdqun8DLVASX

 

itIuPA288FKa3NXS9X

cTCO3qUVDkaEgx9KRX

T2gmknjfpbtCDhFMgX

3lnaAa090bReLvETcX

jJaKRJBttsSDDmEtaX

hXnjiLEgXa5SMlj8aX

IYkbtbyibsyRGDhj8X

eLN8cj8vQk0d8nY4hX

IPU2GUDWs5Qy8zyIPX

lloKsbRGzSGzXYkceX

pvwzx9vzNJ4ZzOnEQX

Dyf25g5DWYMb9yfkDX

UtDAlQlX2rjCqgEtPX

0Pskd4lzL2NjBCF1SX

SsKzVWDj7Kax1z8oaX

GsMKGDKSMU6h7uEBwX

fUbzG5EhhCfGpz1yWX

LtztGyTAPlHUZn65vX

10EiVhhaapBxboMolX

Home away from home. Jak gdzieś za dużo czasu spędzam to od razu chce zamieszkać. Tym razem 4 dni jakie spędzam w Bangkoku są tylko i wyłącznie na relax. Ani nie muszę się starać o żadną wizę, a główne ”punkty” ma już dawno odhaczone :)Co nie znaczy, że nie odwiedzam nowych miejsc – tych starczy mi jeszcze na wiele pobytów w Bangkoku:)

Mój plan by z Wietnamu przejechać do Indii drogą lądową spalił na panewce. Z Myanmar mogłabym przekroczyć drogą lądową do Indii ale byłoby to skomplikowane po obu stronach. W Mynamar musiałam uzyskać pozwolenie na to i zapłacić za przewodnika, który towarzyszyłby mi do granicy. Po stronie indyjskiej – musiałabym dostać pozwolenie na przekroczenie granicy w tamtym rejonie, jako, że sytuacja tam nie jest chyba zbyt stabilna. Wszystko zajęłoby dużo czasu i kosztowało sporo. Czas mam, ale pieniędzy już prawie nie. Dlatego z Yangon lecę do Bangkoku. Niestety z Yangon nie znalazłam żadnego taniego lotu bezpośrednio do Indii w terminie jaki mi pasował. Taniej wyszły dwa loty, a przy okazji postanowiłam zostać kilka dni.

Mój samolot ląduje w Bangkoku późnym wieczorem. Udaje mi się jednak złapać autobus a potem metro i nie muszę brać taxi. Mój ulubiony hostel:)

Następnego dnia leje z rana, co mi nie przeszkadza, bo nie mam żadnych wyjściowych planów. Śpię do oporu, jem duże śniadanie a potem zabieram się do prania. Moje ubrania są niemiłosiernie brudne. Chyba stopień ich zużycia może mieć wpływ na to, że się nie całkiem dopierają. Ale czerwony kurz z wysuszonej ziemi z Myanmar sprawia, że wyglądają jakby się już tylko do śmieci nadawały. Najpierw wydeptuję je w wiadrze z wodą i proszkiem zanim wrzucę do pralki, inaczej pralka raczej nie dałaby rady. Woda w wiadrze wygląda jakbym właśnie umyła podłogę w lochach. Ubrania wyglądają znacznie lepiej i lądują w pralce, by dokończyła robotę.

Przypomina mi się inna sytuacja. Ostatnie miejsce w Indonezji. Na balkonie widzę jakąś obrzydliwie brudną, mokrą szmatę. Biorę ją w dwa palce i zrzucam z drążka do suszenia ubrań. Po chwili moja Siostra pyta czemu zrzuciłam jej ręcznik. Ręcznik??? Mocno sponiewierany na różnych indonezyjskich plażach. Kiedyś chyba biały, w każdym razie jasny, wtedy hm, brązowy??? Wydeptanie w wiadrze wróciło mu oryginalny kolor 🙂

Resztę dnia spędzam nadrabiając zaległości blogowe, bo nazbierało się tego sporo.

Kolejnego dnia jadę na Kao San. Byłam tu już raz na godzinę, ale nie podobało mi się – to turystyczne getto. Tym razem szukam przewodnika po Indiach. Mimo, że jest sporo sklepów i straganów z książkami to udaje mi się znaleźć tylko jeden nowy egzemplarz, a chcę kupić jakiś używany. Rozstaję się za to z moim przewodnikiem po Azji południowo wschodniej, co sprawia, że jest mi przez chwilę smutno – spędziliśmy razem 9 miesięcy.

Pływam promem po rzece w tę w z powrotem, uwielbiam wodę 🙂 Z mocnym postanowieniem by w tej tajlandzkiej edycji nie jeść świństw, znajduję miejsce z pysznym ryżem z warzywami.

Jadę na bazar. Bazary to nie mój świat. Kika lat temu przepoczwarzyłam się z kogoś z mnóstwem rzeczy, w kogoś kto ma znacznie mniej 🙂 I nie lubię zakupów. W każdym razie, gdy dotyczą one czegoś co nie mogę zjeść. Tym razem poszukuję upominków dla koleżanki, której rodzina mnie ugości w Indiach. Jadę więc na weekendowy Chatuchak Market i mam z tego więcej przyjemności, niż się spodziewałam. Spędzam może godzinę spacerując po alejkach i robiąc zakupy. Bazar nie jest tak zatłoczony jak się spodziewałam, no i jest tylko kilka stacji metra od mojego hostelu. Zamawiam mango sticky rice – lepki ryż z mango. Ryż jest słodki, ma smak kokosa i bardzo mi smakuje. Resztę popołudnia spędzam spacerując po parkach Queen Sirikit i Chatuchak. Gdy postanawiam wracać, zagaduję strażnika parkowego. On zatrzymuje jakąś biegnącą dziewczynę, bo sam nie mówi po angielsku, a ona odprowadza mnie z parku do stacji metra co zajmuje około 15 minut. Potem orientuję się, że ona tez prawie nie mówi po angielsku i strasznie mi głupio, bo może uznała, że łatwiej będzie mnie odprowadzić niż wytłumaczyć 🙂

Prawie za każdym razem gdy zjeżdżam w głąb metra w Bangkoku wyraźnie czuję zapach zagrzybionej instalacji klimatyzacyjnej. W metrze już tego nie czuć, ale po wyjściu na zewnątrz zwykle przez jakiś czas jest mi niedobrze.

W moim dorm przez cały mój pobyt jest ponad 60 letnia kobieta z Australii. Na początku wydaje mi się trochę dziwna. Pyta o coś, jest zachwycona odpowiedzią, a po paru godzinach pyta o to samo i tak samo reaguje na to co jej mówię. Zachwyca się moimi znoszonymi japonkami. Hm, ja mam tylko nadzieję, że nie rozpadną się przed końcem podróży:)

Rano budzę się zlana potem. Ktoś wyłączył klimatyzację i zostawił otwarte drzwi na balkon. Mówię jej o tym, a ona się przyznaje, że to ona. Co dziwne, otworzyła drzwi i wyszła sobie, zostawiając dla innych oblepiający upał. Przeprasza za to i nie byłoby problemu gdyby nie to że mojego ostatniego dnia budzę się o szóstej rano pogryziona przez komary i spocona. Znów to samo. Zamykam drzwi i szukam pilota do klimy. Nie mogę go znaleźć i muszę obudzić tę kobietę – pilota trzyma u siebie na łóżku. Jestem zła, bo to moja ostatnia noc i miałam zamiar się wyspać. W pokoju robi się chłodniej i zasypiam. Po dwóch godzinach budzę się znów spocona. Ta popieprzona baba znów to zrobiła. Inna dziewczyna z mojego dorm mówi, że idzie na recepcję by jej zmienili pokój, bo też spać nie może od tego upału i jest pogryziona przez komary. Naskakuję na babsko a ona zarzuca mi brak tolerancji 🙂 Baba robi też jakieś agresywne wyrzuty dziewczynie, która zmienia pokój. Jestem wściekła bo mój lot do Indii jest w środku nocy i ląduję tam nad ranem. Jeśli uda mi się w ogóle spać to bardzo krótko. Zagubiłam gdzieś hasło to mojego konta na stronie indyjskich kolei a dostanie nowego jest skomplikowane i trwa na tyle długo, że nie dostanę go przed moją podróżą. Nie mam więc możliwości kupienia biletu online. Kiedy sprawdzam dostępne bilety, nie ma już zresztą żadnych, wszystkie klasy pociągu mają listy rezerwowe. Mam więc perspektywę 24 godzinnej podróży ”rzeźnią”. Na szczęście rano dostaję wiadomość od mojej indyjskiej koleżanki, że ona kupiła mi bilet – będę mogła się wyspać w pociągu. Moja złość na babę przechodzi i tylko mi jej żal, że coś z głową ma chyba nie tak.

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s