Do Battambang wybieram się łodzią. Na szerokiej rzece mijamy pływające wsie i nawet jeden kościół na wodzie. Kiedy dobijamy do brzegu wydaje mi się, że jakoś za szybko pokonaliśmy trasę. Okazuje się, że poziom wody jest tak niski, że łódź dalej nie popłynie. Moja koleżanka płynęła tą trasą około tydzień wcześniej i udało jej się dopłynąć do samego Battambang mimo, że wody było mało, czasami chłopak z obsługi musiał wyskakiwać do wody i pchać. Był to jedyny pracownik, oprócz kapitana. Koleżanką mówiła, że żaden z podróżujących białych facetów nie kwapił się do pomocy. Na lądzie ładują nas na dwa pickupy. Dróżka jest bardzo wąska i piaszczysta. Na szczęście jadę w pierwszym samochodzie. Kierowca daje nam maski na twarz. Mój samochód wzbijają takie tumany kurzu, że najczęściej nie widać tego drugiego. Wszyscy siedzimy na krawędzi paki. Wzdłuż dróżki jest sporo drzew i krzewów (często kolczastych), które chlaszczą nas większą część drogi. Podróż trwa około 2 – 3 godzin. Większość pasażerów w moim samochodzie to ludzie około 50 – 60 lat. Dla mnie to dodatkowa atrakcja. Ale co jeśli ktoś ma problemy z kręgosłupem? Jak kupowałam bilet nikt nie uprzedzał o takiej ewentualności.
Miasto jest takie sobie. Wydaje się mało turystyczne. Jest trochę ładnych budynków. Spaceruję po mieście i robię zdjęcia. Nagle jakiś pies po drugiej stronie ulicy zaczyna na mnie szczekać w agresywny sposób i próbuje przejść na moją stronę. Na szczęście ruch na ulicy jest zbyt duży. Moją koleżankę, w innym miejscu w Kambodży kilka dni wcześniej pogryzł pies i musiała dostać serię zastrzyków. Na wszelki wypadek podnoszę z ziemi kilka kamieni i powoli wracam do hostelu. Pies idzie za mną przez jakiś czas, ale nie przekracza drogi. Potem odpuszcza.
Do Battambang przyjechałam głównie po to by przejechać się bamboo train. To metalowa platforma na kołach, pokryta z wierzchu bambusowymi deseczkami, która porusza się po torze. Tor jest jeden, więc jeśli nadjeżdża platforma z przeciwka ktoś musi ustąpić i zdjąć swoją platformę z toru. Tory są niezbyt prosto ze sobą połączone, dlatego w czasie podróży dość mocno trzęsie. ”Pociąg” jest napędzany spalinowym silnikiem, i zadziwiające jak szybko się pędzi na takiej platformie. Ja się wybrałam późniejszym popołudniem i mój przejazd był połączony z oglądaniem zachodu słońca.
Niedaleko Battambang jest duża jaskinia, do której warto wybrać się przed zmierzchem, bo wtedy można zobaczyć powracające na noc chmary nietoperzy. Mi nie udało się tam dotrzeć. Co poniektórzy jedzą tam pieczone nietoperze (”free range” jak to ktoś określił) – człowiek wszystko zeżre.