Na wyspę płynę promem, a właściwie starym drewnianym statkiem. Znam opinię o wyspie, a właściwie tej części wokół głównej przystani, jako imprezowym miejscu. Mimo wszystko płynę właśnie tam ze względu na częste i tanie połączenia promowe. Wybieram guesthouse na wzgórzu, w oddaleniu od plaży i we względnej ciszy. Wyspa jest piękna. Piasek jaśniutki i drobny. Czas spędzam na plaży pływając i czytając w cieniu, a także opychając się owocami.
Guesthouse ma tak cienkie ściany wewnętrzne, że czuję się jakbym dzieliła pokój z sąsiadami. Dodatkowo przez szpary na łączeniu płyt ściennych widzę światło z ich pokoju 🙂 Mój pokój nie ma okna i jest tak szeroki jak podwójne łóżko. Żeby wejść na łóżko najpierw wchodzę na krzesło a z niego na platformę na której jest materac. Mimo wszystko jest to najdroższe miejsce w jakim śpię w Kambodży (a raczej w ciągu ostatnich miesięcy).
Drugiego dnia przypływa koleżanka poznana gdzieś w drodze. Jemy razem kolację i spacerujemy wieczorem po plaży. Szok, ilu tu ludzi jest. W dzień to jakiś ułamek tego widać. Może odsypiają:)
Wieczorem po powrocie do pokoju coś mi miga na ścianie za moją wiszącą sukienką. Myślę, że to jaszczurka jak zwykle, ,ale sprawdzam i znajduję skorpiona (niezbyt fajne, zwłaszcza, że cały czas na wyspie chodzę boso). Koleżanka zostaje pilnować czy skorpion gdzieś nie pójdzie a ja pędzę na recepcję po odsiecz. Dwóch chłopaków przychodzi z patykiem. Na czas egzekucji wychodzę na zewnątrz i mam nadzieję, że intruz nie przyszedł tu z całą rodziną. Na chodniku widzę wielkiego żuka, który leży na plecach i przebiera nóżkami. Pomagam mu wstać. W pokoju chłopaki mówią, że w Kambodży jest dużo skorpionów. Gdy pytam o węże mówią niiiiiie, tak, że od razu zaglądam pod łóżko. Oni wychodzą, a my stoimy na środku z niepewnymi minami. Wtedy ten wielki żuk wlatuje do środka z głośnym buczeniem. Siada na belce sufitowej. Cóż, nie lubię dzikich lokatorów ale tam może sobie siedzieć. Po chwili siada jednak na moich upranych gaciach i tego jest już za wiele. Chłopak z recepcji zagląda i pyta co znowu. Nim zdążę zaprotestować, pieczołowicie wdeptuje żuka w chodnik.