Ayuthaya to miasto położone 80 km na północ od Bangkoku. W starej części miasta jest wiele interesujących świątyń zbudowanych pomiędzy XIV a XVIII wiekiem.
Ayuthaya była królestwem Syjamu od 1351 do 1767 roku.
Świątynie są na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Miałam tylko kilka godzin na obejrzenie świątyń. Jest ich sporo i można by spędzić tam znacznie więcej czasu. Po południu można także popłynąć łodzią i zobaczyć dalej położone świątynie i słońce zachodzące za nimi.
W Tajlandii jest wiele biegających luzem psów. Nie wszystkie są bezpańskie. Tajowie chyba nie uznają trzymania psów w domach lub na zamkniętych posesjach. Czasem te psy biegają w grupach. Mają swoje sympatie i antypatie. Czasem na siebie szczekają, a czasem atakują. Nigdy nie miałam psa i trochę się ich boję. Na szczęście żaden z napotkanych psów nie był w stosunku do mnie agresywny, ani nie wiedziałam, żeby były agresywne do innych ludzi.
Przy jednej ze świątyń zobaczyłam parę młodą z fotografem i przyglądałam im się przez chwilę zanim zwróciłam uwagę na pałętające się psy. Jeden z nich miał, jak mi się wydawało małą ranę na grzbiecie. Jak przejechałam obok niego rowerem, to odwróciłam się, żeby na niego jeszcze raz spojrzeć. O mało nie spadłam z roweru jak zobaczyłam, że ta rana to był brak skóry na grzbiecie o wielkości około dwóch dłoni. Jeszcze nie wyglądał na chorego, machał ogonem. Nie wiem co w takiej sytuacji można zrobić. Bo podejście do obcego rannego psa może być bardzo ryzykowne. Okropnie się potem czułam, bo nie zrobiłam nic. I ten widok najbardziej zapadł mi w pamięci z całej Ayuthai. Mogę mieć tylko nadzieję, że ktoś temu psu pomógł.