Cały czas jestem w Dambulli 🙂 Fajnie tu. Miasteczko takie sobie. Ma fajne miejsca, ukryte przed oczami przejezdnych turystów. Poza Rock Temple to mało turystyczne miejsce. Dobrze, bo restauracje mają ceny dla miejscowych. Mój hostel jest na uboczu, mimo że tuż obok jest autostrada – w przebudowie. Cisza i spokój. Do centrum miasteczka 15 minut na piechotę. Z dworca autobusowego regularnie odjeżdżają autobusy do wszystkich interesujących miejsc w bliższej i dalszej okolicy. W hostelu czasem jestem jedynym gościem, a czasem zbierze się grupa fajnych osób. Za płotem dżungla 🙂 Trochę udomowiona. Rzeka niedaleko. Palmy i plastikowy basen w hostelowym ogrodzie.
Z koleżanką z hostelu pojechałyśmy na miejskie wysypisko. Śmieci są tam wywożone 2 razy dziennie. I wtedy też można zobaczyć słonie. Z tuk tuka przesiadłyśmy się do śmieciarki (dzięki uprzejmości kierowcy). Śmieciarka lux wersja 🙂 nowiutka, folia jeszcze na siedzeniach i klimatyzacja. Dzięki temu mogłyśmy być naprawdę blisko słoni. Tuk tuk ze względów bezpieczeństwa nie podjechałby tak blisko. Niesamowity widok: kilka tych olbrzymich dzikich zwierząt na wyciągnięcie ręki. Przykre, że jedzą na śmietniku. Może tak, jak część ze zwierząt żerujących na wysypiskach robią to bo to najłatwiej dostępne jedzenie. Albo miałyby problem znaleźć wystarczające ilości gdzie indziej.
Słoń podobno powinien jeść około 18 godzin dziennie, żeby zaspokoić swoje potrzeby. Często słonie, które są ujeżdżane przez turystów nie mają takiej możliwości. Czasem podawaną są im narkotyki. Treser słonia ma w ręku metalową pałkę, którą często bije słonia po głowie. Ujeżdżane słonie najczęściej mają nogi spętane łańcuchem. Dlatego nigdy nie będę jeździć na słoniu, ani też nie odwiedziłam żadnego z ośrodków ze słoniami, które są na Sri Lance. W niektórych jak w Elephant Orphanage pomaga się chorym słoniom, które by pewnie nie przetrwały na wolności. Ale od osób, które odwiedziły te miejsca słyszałam, że niektóre słonie są spętane łańcuchami.
Niedaleko od Dambulli jest National Iron Wood Park and Rose Quartz Mountain Range. Super miejsce na upał. Najpierw jest to spacer przez dżunglę. Przystanek na sok z zielonych pomarańczy z solą i napar z belly fruit (podobno ma działanie oczyszczające) z jaggery – brązowym cukrem z Indii, powstającym przez odparowanie soku z drzewa palmowego. Potem krótka wspinaczka po skałkach. Gdzieniegdzie widać różowy kolor, który w większości wyblakł w palącym słońcu. Na szczycie posąg siedzącego Buddy i widok na góry i dżunglę.
W drodze powrotnej oglądanie odcisku stopy słonia, dotykanie krów, przyglądanie się przebiegającej drogę manguście, podziwianie niezliczonej ilości ptaków, ludzie kąpiący się w zaporze. Spotkanie z policją i mandat dla przemiłego kierowcy tuk tuka za przewożenie nadmiarowej ilości pasażerów. To akurat trochę szokujące, gdy dookoła widzi się tuk tuki napchane do granic możliwości. Po powrocie obiad ugotowany własnoręcznie w hostelowej kuchni i kąpanie hostelowego szczeniaka 🙂