Od końca czerwca byłam w Indonezji. Tym razem z towarzystwem w postaci mojej Siostry. Wylądowałyśmy w Jakarcie i po jednym dniu się stamtąd ewakuowałyśmy. Nie jest to najciekawsze miejsce łagodnie mówiąc. W historycznym centrum dość blisko morza jest kilka ładnych budynków i muzeów, natomiast nic zachwycającego. W tak zwanej centralnej części miasta jest przyjemny park z potężnym narodowym monumentem. W tej okolicy jest też ładna katedra wybudowana w 1901 roku oraz Mesjid Istiqlal największy meczet w Azji południowo wschodniej, którego budowa została ukończona w 1978 roku. Niestety z powodu wieczornej modlitwy nie udało nam się wejść do środka. W czasie ramadanu ponad 200 tysięcy wiernych może pomieścić ten meczet.
Indonezja jest położona na ponad 170 tysiącach wysp (około 6 tysięcy jest niezamieszkane). Jest to największy muzułmański kraj na świecie. Zamieszkuje go około 240 milionów ludzi (4 miejsce na świecie pod względem ilości mieszkańców), z czego ponad 87% to Muzułmanie.
W związku z poślizgiem publikacyjnym mogę pokusić się o krótkie podsumowanie. Indonezja jest bardzo piękna. I bardzo duża. Pewnie cały rok by nie starczył, żeby poznać ją choćby z grubsza. To co mi się nie podobało to transport publiczny, a raczej jego brak w pewnych miejscach. Na wyspach na których byłyśmy w wiele miejsc nie dało się dojechać autobusem czy pociągiem. Byłyśmy zmuszone korzystać w turystycznych przejazdów wycieczkowych (co mi się bardzo nie podobało – jako sposób podróży), albo taksówek (te akurat dzielone jeszcze z innymi osobami nie wychodziły tak drogo).
Najlepszym rozwiązaniem byłoby wynająć skuter. Niestety nie umiem tym jeździć i nie chciałabym się uczyć tam. Choć może w porównaniu do Indii, to byłoby miejsce idealne na naukę 🙂