Ciepłe wiosenno letnie dni spędzam na pieszych wędrówkach. Opcji jest wiele, niektóre na wyciągnięcie ręki, inne w zasięgu komunikacji miejskiej. Na stałej trasie mam klif walk – droga biegnąca szczytami klifów z Bray do Graystones. Little Sugar Loaf to szczyt, który co dzień oglądam zza pracowego biurka. By dojść do początku, krótkiego swoją drogą szlaku, wędruję przez jakieś opuszczone drogi, przy których są wielkie posiadłości. Na jednej z nich wypatruję idealne drzewo. Szczyt góry mam cały dla siebie. Następnego dnia w pracy aż huczy od tragicznych wieści, że szaleniec porwał i zabił dziewczynę idącą z przystanku autobusowego do domu. Takie historie, poza tym że mrożą krew z żyłach, skłaniają do refleksji nad nieodizolowanymi od społeczeństwa szaleńcami, sieją ziarno strachu dla mojego włóczenia się po słabo zaludnionych okolicach.
Howth, półwysep z drugiej strony zatoki dublińskiej oferuje swój własny klif walk, ukrytą plażę i latarnię morską na cyplu.
Killiney Hill – ze wzgórza można podziwiać zarówno panoramę Dublina jak i Hrabstwa Wicklow.
Zaczyna się lato stulecia, śpię przy otwartym oknie, wszystko kwitnie, zaczyna się susza i zielona wyspa zamienia się w żółto – brązową. Pobliskie pole golfowe ma wypaloną słońcem trawę.
Składam wymówienie w pracy, napawam się chwilą i pakuję plecak na kilkumiesięczne wakacje w Polsce. Ostatni wieczór spędzam z koleżankami z pracy na plaży w Bray. Pływam w morzu i nie mogę się zmusić do wyjścia, choć woda jest zimna. Księżyc w pełni wschodzi i jest magicznie.