Edynburg po raz drugi

XXQBpFvXV2xQkcdNIX

mFWTk6jFG2I9LKHbKX

uzTeefrHHgEjvdOQaX

999daOBguyttJlqicX

kRIHGwQuzHLFp4eE1X
DZOseETJzWXWhxgbYX

 

BqraB4PbOTzKfDY02X

lqRF7vqnM3oe1sLM2X

oAr5CZXbhqiL0uDd1X

HbIbb0fQSB0QjSCCuX

sKqigQR9zYLPqTk3DX

FiwJGoKlFHfBNQtl4X

hvgIvBEZplRsHpRSwX

Bbxpsx88oFiqyNdHMX 

u7E55ktcLdUI9A41EX

lxBvNrOcLWNI9IxExX

X9Rc24Pa2TvT5kLnbX

yDsUrl7K2Ej3HO3nCX

at5sa1ulvRsFyh5UvX

 05Y7aCTAn9zxi27YTX

 eS1BoUzZPAySNukAyX

 bwVkIXFrAVIVLW6uAX

 0lNlylJe8aLiveyYUX

0Etm8GMknS7tWB2UJX

Kl0o2h8abHX5nWiaoX

faRKcDWVuKIw1ulrDX

e7mXWJkKaRDzJxWvSX

 V7FJYemp2Pt7WE9YdX

 7hOc74t2t0MJmwIDAX

 u7nthUI1t0vzVO9GMX

 PpbVm1jPQXz6jjPrUX

KhPNfWFfjY7MO5ab9X

bbvuJuyU0wLCKyT21X

U6bHq1GnjV8OLn4OSX

jIPh9tGbMaAF4yhrfX

vamKtP91FQ9dLaxzBX

wFMEGER0r2Av0QRjTX

UoC7L3bWDzQl8t9WUX

 lKuVhluZr1Wav16ZDX

 1Z82Nmo8d9RzlzeF8X

VAjJ4Mjqyr4LXO8pDX

Do Edynburga lecę na weekend Św. Patryka (w marcu) pierwszym porannym lotem, co oznacza, że muszę wstać w środku nocy. W domu włącza się alarm. Odbieram to jako zły znak i próbuję zamówić taksówkę, by nie iść pół godziny na przystanek. Niestety, na prowincji, chyba nie da się zamówić o tej porze taxi. W Edi ląduję rano i mam cały dzień dla siebie, koleżanki Dublinia i Dita dołączą do mnie dopiero pod wieczór.

Z lotniska dojeżdżam autobusem do centrum i idę do wegańskiej knajpki na śniadanie – pyszne naleśniki z owocami. Pytam o drogę do pensjonatu, internet w telefonie mi nie działa. Ma to być bardzo daleko i ktoś mi doradza taksówkę. Półgodzinny spacer pozwala mi obejrzeć miasto, które dość słabo pamiętam z poprzedniego pobytu jakieś 7-8 lat wcześniej. Zostawiam plecak i łażę po mieście. Pogoda jest dobra. Spaceruję po wzgórzu Calton i podziwiam panoramę. Korzystając z okazji kupuję jeansy i zamawiam lekkie skrócenie nogawek (ostatecznie uda mi się je odebrać ostatniego dnia, po tym jak najpierw zapominano je skrócić, a potem wydano mi czyjeś spodnie w zupełnie niepasującym rozmiarze, na przeprosiny dostałam voucher). W ciągu poprzednich dwóch tygodni wszystkie moje trzy pary jeansów podarły się w sposób uniemożliwiający ich dalsze noszenie. Skutek kilku lat diety zakupowej 🙂

Wieczorem przyjeżdżają dziewczyny. Mamy zamówioną wycieczkę City of Dead (Miasto Umarłych). Zanim zgadzam się wziąć w niej udział kilkukrotnie dopytuję czy nie będzie tam straszenia i ma tego ponoć nie być. Przewodniczka odziana jak wiedźma przywołuje grupę dzikim wrzaskiem i zaczyna opowiadać jak to niektórzy uczestnicy mdleją i mają pogryzienia na ciele. Wiem, że to bzdura, ale podświadomie bym się stresowała. Opowieści o duchach i zjawach mnie nie bawią. Rezygnuję więc i idę sama na spacer. Wieczór spędzamy czytać na głos niskiej klasy literaturę, dodając do niej efekty dźwiękowe i śmiejąc się jak wariatki.

Następnego dnia świat jest przykryty śniegiem i nadal pada. Jest zimno i wieje. Idziemy na wycieczkę do zamku. W zasadzie nie jest to zamek w powszechnym znaczeniu tego słowa. To forteca położona na naturalnym wzniesieniu skalnym. Znajduje się tam kilka budynków, w tym siedziba garnizonu wojskowego.

Spacerujemy po mieście, oglądamy urokliwy cmentarz Greyfriars, podziwiamy cudną uliczkę Victoria, kupujemy grube rajstopy bo jest naprawdę zimno. Obchodzimy większość closes ( małych zaułków) i zaglądamy na market. Idziemy do ukrytego koktajl baru, który wygląda jak agencja detektywistyczna.

Wykupiona na kolejny dzień wycieczka do Highlands zostaje odwołana. Wykupujemy więc inną, o podobnym programie. Nasz kierowca i przewodnik w jednym – boski Garry jest świetny. Sypie żartami jak z rękawa. Z tych najgorszych najbardziej się zaśmiewa. Jedziemy do Stirling Castle, lecz zamiast go zwiedzać idziemy obejrzeć urocze miasteczko Stirling. Jest słoneczny poranek, w wielu miejscach wciąż leży śnieg. Później jedziemy na jezioro Lomond, i to daje mi inspirację na wakacyjny treking w przyszłym roku. Gdy zajeżdżamy pod destylarnię whiskey, jako jedyna wybieram spacer po lesie. Byłam raz w destylarni i wystarczy. Wchodzę na przysypane śniegiem wzgórze, mijam owce wyżerające spod śniegu trawę. Idę przez cichy las, jestem sama. Nagle na drogę wychodzi sarna. Przyglądamy się sobie nawzajem przez dłuższą chwilę, po czym sarna wchodzi do lasu 🙂

Ostatniego dnia robi się bardzo ciepło. Idziemy do cat caffe. Dle mnie to jest pierwsza wizyta w takim miejscu, choć od dawna chciałam to zobaczyć. Niestety nie jest to typowe cat caffe, które powinno być kawiarnią, gdzie mieszkają przygarnięte z ulicy/schroniska koty. To miejsce pełne jest rasowych, urodzonych na przestrzeni dwóch lat kotów. Gdy pytam skąd one są, pracownica mówi, że są to po prostu koty kupione przez właścicielkę. Koty są oczywiście piękne i zadbane, ale to akurat miejsce jest nastawione na zarobek (trzeba zapłacić za wstęp), a nie pomoc niechcianym zwierzętom.

Włazimy na szczyt Walter Scott Monument, skąd świetnie widać całe miasto. Do szczytu wiedzie 288 stopni i blisko szczytu robi się dość ciasno. Musiałam zdjąć plecak:)

Edynburg bije na głowę Dublin pod względem ilości wegańskich knajpek. Stołujemy się w Union of Genius – miejscu serwującym zupy, nie tylko wegańskie i nastawionym na pomoc ubogim. Każdego miesiąca dostarczają wiele litrów zupy bezdomnym. Można też u nich zakupić ”zawieszoną” zupę lub kawę. Osoba, której nie stać by zapłacić dostanie wtedy tę zupę lub kawę za darmo. Odwiedzamy Elephant Cafe, gdzie J.K. Rowling napisała Harry’ego Potter’a. Okna kawiarni wychodzą na piękny ogród.

Spacerujemy po ogrodach Princess Street, gdzie stoi pomnik niedźwiedzia Wojtka. Wojtek był syryjskim niedźwiedziem brunatnym, adoptowanym przez żołnierzy Korpusu Polskiego dowodzonego przez generała Andersa. Brał udział w bitwie o Monte Cassino. W jednostce nadano mu stopień kaprala. Po zakończeniu wojny Wojtek został oddany do zoo w Edynburgu, gdzie spędził resztę życia w nienajlepszych warunkach.

Na lotnisko jedziemy taksówką, która utyka w korku i koleżanka, która pierwsza odlatuje zdąża na swój samolot, tylko dlatego że przyleciał opóźniony. Autobus wychodzi o wiele taniej i szybciej.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s